Izby Nauczycielskie – ratunkiem dla etosu zawodowego?
Środowisko nauczycielskie nie ma obowiązującego kodeksu etycznego ani samorządu zawodowego. Powołanie Izb Nauczycielskich na wzór lekarskich mogłoby przywrócić zawodowi prestiż i dodać siły. Legitymacja do powrotu do zapomnianej ustawy o Izbach jest silna: w naradach o edukacji ten pomysł zyskał prawie 70 procentowe poparcie nauczycieli.
Bogusław Śliwerski uważa powołanie samorządu nauczycielskiego za jedyną drogę do uzyskania przez środowisko sprawczości i suwerenności.
- W innym przypadku, tak jak dotychczas, nauczyciele będą rozgrywani przez kolejne władze i związki zawodowe - tłumaczy profesor. - Mogliby uzyskać więcej swobody w wyniku ograniczenia uprawnień dyrektora szkoły czy biurokratycznych wymagań nadzoru pedagogicznego. Byłoby sądownictwo polubowne, orzekanie w sprawach odpowiedzialności zawodowej. Oczywiście, przynależność do izb byłaby obowiązkowa dla wszystkich nauczycieli. Środowisko samo musi wzmocnić pełną niezależność i etos.
Swoje sprawy we własnych rękach
Jak Izby mogłyby zostać zorganizowane? Byłaby Krajowa Izba i Izby Regionalne, które wyłaniają komisję rewizyjną, komisję odpowiedzialności zawodowej i rzecznika. Byłyby regionalne sejmiki nauczycieli, które przyjmują kodeks etyczny – bez niego nie można powołać Izb - określają normy związane z prawami zatrudnienia się w zawodzie. Natomiast Krajowy Kongres Nauczycieli decydowałby o losach całej społeczności. Komisja Odpowiedzialności Zawodowej dysponowałaby katalogiem kar, które stosuje w przypadku naruszenia kodeksu etycznego.
Co ważne, Krajowa Izba musiałaby prowadzić rejestr nauczycieli ukaranych. Uniknęlibyśmy wtedy niebezpiecznego przemieszczania się ich między szkołami. Najwyższą karą byłoby pozbawienie prawa do wykonywania zawodu, w tym również na określony czas. Obecnie system oświatowy nie bardzo radzi sobie z nauczycielami toksycznymi, bo często są dyplomowanymi lub mianowanymi, chroni ich Karta Nauczyciela. Tzw. dyscyplinarka byłaby łatwa do przeprowadzenia przez obiektywnych prawników, a nie na zasadzie, że swoi bronią swoich. Skargi do Izby składaliby również rodzice.
- To jedyna szansa, żeby zawód sam się oczyszczał. Izby ponadto miałyby środki na badania naukowe, i rozmaite formy samopomocowe, w tym finansowe. Mogłyby także zarabiać, np. prowadząc szkolenia – zapewnia profesor Śliwerski.
Jednakże istotą samorządu nauczycielskiego nie byłoby zajmowanie się jedynie patologią, lecz budowanie wspólnoty, troska o jej jak najwyższe standardy. Izby podkreślają mocne strony danej profesji, więc dopuszczeni do nich byliby tylko ci, którzy rzeczywiście chcą dobrze służyć dzieciom i młodzieży. Kluczowa jest samoorganizacja i samostanowienie.
Samorząd nauczycieli opiniowałby wszelkie wnioski związane z funkcjonowaniem systemu edukacyjnego, projekty ustaw itp. Robiłby to pod kątem zawodowym, specjalistycznym. Jego przedstawiciele powinni zasiadać w komisjach wybierających dyrektorów szkół. Czy w tej sytuacji kuratoria miałyby rację bytu? Raczej nie, bo posiadanie samorządu zawodowego zdecydowanie odpolityczniłoby środowisko. Związki zawodowe mogłyby upominać się o wysokość płac, Izby o kształt zawodu.
Kastowość zawodowa?
Oczywiście, zawsze istnieje obawa, że mogłaby powstać tzw. kastowość zawodowa, jak w przypadku prawników czy lekarzy. - Jednakże jest w nauczycielach wrażliwość na krzywdę dzieci i młodzieży, poczucie wpisane w zawód, co ułatwia przełamanie lojalności zawodowej – mówi profesor Śliwerski. - Dziś też są komisje przy kuratoriach, przy ministerstwie, gdzie wpływa ze środowiska około 1000 wniosków rocznie u ukaranie kogoś. Czyli nauczyciele sami zabiegają o właściwe postawy zawodowe. Zdają sobie sprawę, że dzieci nie mają narzędzi, by same się bronić. Choćby w medycynie jest Karta Pacjenta.
Nieco mniejszym entuzjastą powołania Izb jest Aleksander Nalaskowski, profesor pedagogiki z UMK w Toruniu, członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP, a także Rady Programowej Narodowego Kongresu Nauki. - Utworzenie Izb Nauczycielskich w obecnej sytuacji może skutkować ich podobieństwem do związków zawodowych, tyle że bez sfery socjalnej. Tworzenie nowej struktury organizacyjnej czy samorządowej nauczycieli winno być elementem całościowej, wieloletniej i głębokiej reformy polskiej oświaty, a na taką się nie zanosi i nawet brak pomysłów. Proponowane zmiany, w tym także Izby, to kolejna łata na dziurawej drodze. Pożytek pewnie jakiś będzie, ale tak naprawdę to niczego specjalnie nie zmieni.
Źródło: www.prawo.pl