„To tylko jeden lizaczek” – ile razy to słyszeliśmy jako rodzice, opiekunowie, dziadkowie czy nauczyciele? Powiedziane z uśmiechem, z troską, często jako odruch bez większego zastanowienia. I choć pozornie brzmi niewinnie, w praktyce ten jeden lizak często staje się początkiem codziennego rytuału. Zdarza się też, że każda nagroda, pocieszenie czy prezent muszą być słodkie. Słodycz przestaje być tylko smakiem – staje się komunikatem, gestem, sposobem wyrażania emocji.
Żyjemy w świecie, w którym półki sklepowe uginają się od kolorowych opakowań cukrowych przekąsek, a reklamy sprytnie łączą słodycze z miłością, radością i sukcesem. Temat podejścia do dawania dzieciom słodyczy urósł do jednego z bardziej kontrowersyjnych aspektów wychowania. W tym artykule – jako ekspertka, ale także mama dwójki dzieci (11 i 12 lat) – spróbuję pokazać, gdzie przebiega granica między podejściem „wszystko wolno” a „wszystko zabronione”.
Słodka codzienność, czyli jak niewinne gesty zamieniają się w nawyki
Niestety, słodycze towarzyszą dzieciom od najmłodszych lat. Zaczyna się niewinnie… Dziadkowie przynoszą wnuczkom czekoladowe upominki przy każdej okazji i wizycie. Maluch dostaje nagrodę w postaci lizaka za „ładne siedzenie na dywanie”. Słodkie poczęstunki po przedszkolnych uroczystościach. Dziecięce urodziny w placówce z obowiązkową torbą cukierków dla każdego kolegi i każdej koleżanki. Święta, Dzień Dziecka, festyn rodzinny w przedszkolu, zakończenia roku, wycieczki szkolne – wszystkie te okazje nierozerwalnie łączą się z czymś słodkim. Dla wielu dorosłych to naturalny, wręcz obowiązkowy gest – wyraz miłości, uznania i troski. Z perspektywy dietetyka i naturopaty, który pracuje z dziećmi i ich rodzicami, wiem jednak, że ta „norma” ma swoją ciemną stronę.
Spotykam kilkulatki, które każdego dnia domagają się czegoś słodkiego. Dzieci, które nie potrafią zjeść zwykłego śniadania bez dodatku czekoladowego kremu lub słodzonych płatków. W sklepach obserwuję nastolatków sięgających po batony i napoje gazowane. Znam też rodziny, które wkładają ogrom pracy w budowanie zdrowej relacji dziecka z jedzeniem – gotują, tłumaczą, dają dobry przykład. Mimo to ich wysiłki często bywają podważane przez otoczenie: przez dziadków, znajomych, szkołę, a nawet inne dzieci.
Trudno jest odwrócić ten proces. Rodzice, którzy próbują zmienić nawyki żywieniowe swoich dzieci, bardzo często napotykają mur niezrozumienia, a nawet krytyki. Bo jak to – urodziny bez słodyczy? Jak to Dzień Dziecka bez lodów lub waty cukrowej? Otoczenie dziecka, środowisko, w którym ono funkcjonuje (szkoła, przedszkole, rodzina), nieświadomie wzmacnia błędne koło. Tymczasem w gabinecie coraz częściej spotykam bardzo młode dzieci z objawami insulinooporności, zaburzoną gospodarką glukozowo-insulinową, problemami trawiennymi, nadwagą, próchnicą, a także z przerostem Candidy i obecnością pasożytów.
Ważne!