Bezpłatna aplikacja na komputer – MM News... i jestem na bieżąco! Sprawdzam

 

Korzystanie z mediów nie powinno definiować doświadczeń życiowych małych dzieci, a raczej stanowić ich uzupełnienie. Wynika to z faktu, że rzeczywistość, która nie jest wirtualna, wymaga od dzieci większego „wysiłku” niż cyfrowe algorytmy, ten zaś pozytywnie wpływa na m.in. dojrzałość i odporność emocjonalną. Jakie jeszcze wnioski możemy wyciągnąć, gdy przyjrzymy się bliżej zagadnieniu korzystania z nowych technologii przez dzieci?

Na przełomie wieków amerykański badacz mediów Marc Prensky ukuł teorię różnicy pokoleniowej bazującej na doświadczeniu medialnym. Choć teoria cyfrowych imigrantów i cyfrowych tubylców jego autorstwa nie powinna być traktowana dosłownie (przykładowo, Prensky wyznaczył cezurę czasową narodzin pokolenia cyfrowych imigrantów), to wprowadza ważną perspektywę do teorii mediów. Zgodnie z nią cyfrowi tubylcy to pokolenie, które korzysta przede wszystkim z nowych, mobilnych mediów zdefiniowanych przez internet i „nie pamięta czasów” bez technologii. Innymi słowy, świat technologii i nowych (mobilnych) mediów to ich ojczyzna. W przeciwieństwie do cyfrowych tubylców, cyfrowi imigranci pewniej czują się na „analogowym” lądzie tradycyjnych mediów (do których obecnie zaliczamy np. telewizję). Ich strategie uczenia się rozwijały się na podstawie dłuższych, linearnych narracji, chętniej korzystają z jednego źródła medialnego, cenią kontekst i czują się przez nowe media przebodźcowani.

Co ważne, cyfrowi imigranci uczą cyfrowych tubylców, chociaż ci drudzy wydają się bardziej naturalni w poruszaniu się w przestrzeni wirtualnej. Czy to oznacza, że cyfrowi imigranci i tubylcy nie potrafią znaleźć wspólnej przestrzeni w świecie technologii? Czy może jest wręcz przeciwnie, mogą wspólnie tworzyć technologiczne „pomosty” i dzielić się specyficznymi dla danego pokolenia, cyfrowymi umiejętnościami?

Tabletowe dzieci

To pojęcie w swoim artykule wprowadziła do polskiej dyskusji Edyta Gruszczyk-Kolczyńska, która słusznie zauważyła, że nadużywanie urządzeń mobilnych zubaża doświadczenia poznawcze i emocjonalne dzieci. W okresie, w którym powinny budować one swoje reprezentacje umysłowe na podstawie wielozmysłowych doświadczeń (wzroku, dotyku, słuchu, zapachu, smaku), rozwijają je, przesuwając palcem po zimnym ekranie. Paradoksalnie, bodźce płynące z urządzenia są z jednej strony bardzo intensywne przez swoje głośne dźwięki, szybką animację i intensywne kolory (oraz stale odświeżający się ekran), z drugiej są one bardzo ubogie, ponieważ dzieci nie są w stanie na ekranie np. poczuć miękkiej sierści kota, jego zapachu, usłyszeć całej gamy wydawanych przez niego dźwięków, a także doświadczyć emocji – tych przyjemnych, związanych z głaskaniem mruczącego zwierzaka, ale także i nieprzyjemnych – polegających na drapnięciu pazurem. Co więcej, kot jako odrębna istota nie da się w pełni kontrolować przez dziecko, któremu pozostaje niepewność związana z tym, co kot zrobi. Dodać też należy, że budowanie relacji ze zwierzęciem wymaga od dziecka cierpliwości, uważności i czułości, a efekt tych wysiłków zawsze pozostaje niepewny.

Ważne! Przytoczony w artykule „koci” przykład jasno wskazuje, że doświadczenie offline jest – poznawczo i emocjonalnie – o wiele bardziej złożone i wzbogacające niż doświadczenie medialne.

Pośrednicy dzieci w świecie nowych technologii – na czym polega rola rodziców?

Rozważania związane z losem tabletowych dzieci wymagają spojrzenia jeszcze w jednym kierunku, a mianowicie odwołania do dorosłych pośredników. Warto pamiętać, że dzieci rzadko kiedy są zainteresowane technologią samoistnie; sięgają po nią, ponieważ widzą, że często korzystają z niej rodzice, lub – otrzymują ją od dorosłych. To właśnie dorośli są pośrednikami dziecięcej inicjacji cyfrowej, która przebiega coraz wcześniej, „średnio” w wieku ok. dwóch lat, przy czym cudzysłów podkreśla fakt, że część dzieci doświadcza pierwszego kontaktu z urządzeniem jeszcze wcześniej, część – później.

Argumentacja decyzji rodziców w kwestiach nowych technologii może być różna, choć głównie wskazują oni na potrzebę zajęcia (uwagi) dziecka, gdy oni są pochłonięci innymi zadaniami. Rola „cyfrowej niani” – co niepokoi znacznie bardziej – polega także na odwróceniu uwagi dziecka przy wybranych czynnościach samoobsługowych lub fizjologicznych. Dziecko ogląda bajkę na smartfonie po to, by można było je nakarmić/ubrać/nauczyć korzystania z toalety itd. Jednakże łączenie czynności fizjologicznych z korzystaniem z urządzeń mobilnych to nie tylko droga na skróty, ale też jeden z przejawów fonoholizmu (uzależnienia od telefonu) czy zaburzenia czynności fizjologicznych. Przykładowo, pojawia się coraz więcej głosów przemawiających za tym, że ekspozycja na światło niebieskie (ekranu) przed samym snem zaburza jego rytm i jakość, jak również wpływa negatywnie na gospodarkę hormonalną organizmu.