Dla nauczyciela „trudna klasa” jest wyzwaniem. Co tak naprawdę kryje się pod tym określeniem? Czy to grupa uczniów, którzy nie poddają się szkolnej dyscyplinie? Czy może duża liczba dzieci w klasie (np. z zaburzeniami zachowania) wymagająca specjalnego podejścia? Co jest istotne we współpracy z taką klasą? Jak zatem pracować z uczniami sprawiającymi trudności?
Warto zacząć od zdefiniowania pojęcia „trudnej klasy”, dlatego to pytanie pada jako pierwsze we wszystkich rozmowach, które przeprowadziłam z nauczycielami i pedagogami na potrzeby tego tekstu. Co to właściwie znaczy „trudna klasa”?
Nauczycielki z wieloletnim doświadczeniem zauważają, że wspomniana definicja „trudnej klasy” zmieniła się w ostatnich latach. „Jakiś czas temu mianem trudnej klasy określałyśmy zespół, który nie chciał współpracować, nie poddawał się szkolnej dyscyplinie. Najczęściej chodziło o to, że w jednej klasie znalazło się kilkoro tzw. rozrabiaków. Wtedy radziliśmy sobie tak, że się ich rozdzielało, kogoś się przenosiło do innego oddziału i to zazwyczaj pomagało. W poszczególnych incydentach można było zastosować odpowiednie zabiegi dyscyplinarne. Rozmowy z rodzicami tych uczniów to już inny temat, równie ciekawy – dla żadnego nauczyciela nie jest tajemnicą, że trudni uczniowie często oznaczają trudnych rodziców, roszczeniowych, przekonanych, że ich dziecko to anioł wcielony, a winnymi złego postępowania są albo koledzy, albo nauczyciele. Ostatnio natomiast coraz częściej mówimy, że klasa jest trudna, bo jest w niej ponadprzeciętna liczba uczniów wymagających specjalnego podejścia, np. z trudnościami w uczeniu się, z zaburzeniami zachowania” – wspomina jedna z nauczycielek.
Kolejna grupa, którą również można określić mianem „trudnej”, to klasy niechcące poddać się kontroli nauczycielskiej zgodnie z wizją konkretnej osoby pedagoga. Wiadomo jednak, że co nauczyciel, to inny styl pracy z uczniami, i chociaż przygotowanie zawodowe narzuca pewne ramy, w ich obrębie jest miejsce na modyfikacje.
Współpraca nauczyciela z tzw. trudną klasą
Istotne we współpracy z tzw. trudną klasą będą, jak się okazuje, nawet szczegóły organizacyjne – niektórzy nauczyciele nie dopuszczają negocjacji w sprawie terminu sprawdzianu; inni są zwolennikami jak najszerszej partycypacji uczniów w decyzjach o organizacji lekcji.
Co więcej, co nauczyciel, to inne strategie budowania relacji: jednym dobrze wychodzi bratanie się z nastolatkami, inni potrafią utrzymać autorytet bez naruszenia dziecięcego poczucia godności własnej, a są tacy, którzy tkwią uparcie w przekonaniu, że pryncypialne pokazywanie władzy ułatwi przekazywanie wiedzy.
Nie da się ukryć, są też różne klasy: o dynamice grup społecznych można mówić bez końca, na potrzeby tego tekstu wystarczy wspomnieć, że osobowości poszczególnych uczniów i uczennic to linie, z których powstaje niepowtarzalny szkic całości. Dlatego klasa „II c” może sobie cenić nauczyciela-dyktatora pana X, bo zdejmuje z nich ciężar odpowiedzialności za swoją naukę, wystarczy spełniać polecenia albo ich nie spełniać i przyjmować uwagi czy złe stopnie; tymczasem klasa „II b” może mieć skłonności wolnościowe, protestować przeciw odgórnym rządom, a wspaniale współpracować z panią Y, stwarzającą przestrzeń do uczniowskich decyzji (która to nauczycielka z kolei słabo się odnajduje w „II c”, obojętnej na jej zachęty, by wykorzystali prawo do decydowania o własnym losie). W tym kontekście pan X w trakcie rozmów w pokoju nauczycielskim będzie odżegnywał od czci i wiary uczniów z II c, a pani Y jedynie pokiwa głową nad oporem klasy II b.
Ważne!
Czasem etykietka „trudnej klasy” jest działaniem zastępczym, a problem leży tak naprawdę gdzie indziej.
Trudna klasa czy trudna nauczycielka?
Krystyna, która po kilku latach pracy w szkole publicznej rozstała się z tradycyjnym systemem oświaty i podjęła pracę w placówce prowadzącej uczniów w edukacji domowej, opowiada: „Pamiętam z poprzedniej szkoły kilka charakterystycznych rozmów w pokoju nauczycielskim. Przychodzi pani od przedmiotu X, powiedzmy, ze skargą na zachowanie moich wychowanków. Notorycznie niegrzeczni, nie da się z nimi pracować. Prosi, abym z nimi porozmawiała i to załatwiła. Zapytałam konkretnie, jakie ma zarzuty wobec uczniów. Na lekcje przychodzą nieprzygotowani, pracy domowej nie mają odrobionej. Idę do dzieci wyjaśnić sprawę, a one tłumaczą, że prosiły panią, żeby nie zadawała, bo mają zapowiedziane dwie klasówki, ale to nie odniosło skutku. I że ogólnie pani bardzo dużo każe robić w domu, np. dziesięć zadań, ale z tematu, którego nie tłumaczyła, tylko pokazała, w której części podręcznika mają o tym przeczytać. Kto jest tutaj trudny – klasa czy nauczycielka?”
Podobną uwagę czyni polonistka ze szkoły ponadpodstawowej: „Jeżeli nauczyciel określa przesadne standardy zachowania uczniów, to trudno się dziwić, że narzeka na trudną klasę. Na przykład – wymaganie, by siedzieli w całkowitej ciszy przez całą lekcję. Można oczekiwać, że będą uważnie słuchać, ale nawet to nie oznacza, że jedna osoba nie może szeptem spytać sąsiada, jeśli czegoś nie dosłyszała. A już żądanie, żeby nie rozmawiali między sobą, gdy przygotowują odpowiedź na jakiś problem, jest absurdalne”.
Tu niełatwo mówić o klasie trudnej, chociaż bywa, że w koleżeńskich rozmowach pada takie sformułowanie o grupie uczniowskiej. Trzeba więc zastrzec, że w niniejszym artykule pojęcie „trudnej klasy” rezerwujemy dla takich zespołów uczniowskich, które niemal lub całkowicie uniemożliwiają pracę pedagogiczną nauczyciela „wystarczająco dobrego” (posługując się terminologią Donalda Woodsa Winnicotta z książki Zabawa a rzeczywistość).
Typy „trudnych klas” i strategia dostosowana do potrzeb
Można już z grubsza zarysować typologię „trudnych klas”. To te, w których:
- grupka uczniów (tzw. rozrabiaków) rozbija zespół, a ten w rezultacie sprawia problemy dyscyplinarne,
- zbyt wielu uczniów wymaga specjalnego podejścia,
- uczniowie sprawiają problemy, bo wymykają się spod nadmiernie ścisłej kontroli nauczyciela.
Ta ostatnia kategoria jest o tyle szczególna, że można bardziej mówić o konieczności podjęcia działań wobec zbyt wymagającego pedagoga.