Bezpłatna aplikacja na komputer – MM News... i jestem na bieżąco! Sprawdzam

STAN PRAWNY NA 25 MAJA 2023 Współpraca i rywalizacja w środowisku szkolnym Opracowała: Zofia Grudzińska, psycholog, nauczycielka języka angielskiego, współzałożycielka i koordynatorka ruchu społecznego Obywatele dla Edukacji Podstawa prawna: • Ustawa z dnia 26 stycznia 1982 r. Karta nauczyciela (t.j. Dz.U. z 2023 r. poz. 984), • Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 28 lutego 2019 r. w sprawie szczegółowej organizacji publicznych szkół i publicznych przedszkoli (Dz.U. z 2019 r. poz. 502 ze zm.), • Ustawa z dnia 14 grudnia 2016 r. Prawo oświatowe (t.j. Dz.U. z 2023 r. poz. 900). Wbrew obiegowym twierdzeniom, że „nauczyciel jest od tego, żeby stać przed tablicą i wykładać” – akurat ta część nauczycielskich obowiązków staje się coraz mniej ważna. Tak, tak, zastępują ją liczne i łatwo dostępne źródła wiedzy, a my powinniśmy się z tym pogodzić i zamiast odgrywania roli „skarbnicy wiedzy wszelakiej”, przyjąć raczej rolę osoby wspierającej, organizującej środowisko uczące się, wyjaśniającej w razie potrzeby i zachęcającej. Rola i zadania nauczyciela Nauczyciel w polskiej szkole publicznej jest zobligowany do wykonywania zawodu zgodnie z wymogami prawa, które określa m.in. art. 6 Karty nauczyciela. Zgodnie z nim nauczyciel (nauczycielka) ma rzetelnie realizować zadania wynikające z podstawowych funkcji szkoły – dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej – oraz dbać o kształtowanie postaw moralnych i obywatelskich. Jak to z ustawami bywa, sformułowania są szczytne, acz ogólnikowe, ale akty prawne niższego szczebla, czyli rozporządzenia, doprecyzowują pewne kwestie. Podstawowym obowiązkiem jest realizacja treści podstawy programowej, w której poza szczegółowymi treściami przedmiotowymi znajdują się zapisy o konieczności doskonalenia przez uczniów na wszystkich etapach kształcenia umiejętności zespołowego działania (właśnie dlatego, że podstawa nie ogranicza się wyłącznie do treści szczegółowych, można mówić o konieczności modyfikacji roli nauczyciela). Nauczyciel ma również dbać o rozwój u uczniów i uczennic kompetencji kluczowych, ustanowionych zaleceniem Parlamentu Europejskiego i Rady Unii Europejskiej w 2018 r. (Zalecenie Rady z dnia 22 maja 2018 r. w sprawie kompetencji kluczowych w procesie uczenia się przez całe życie). Są one moim zdaniem ważniejsze od pilnowania, by uczeń przyswoił wiedzę przedmiotową zgodnie z listą wyszczególnioną w podstawie; kompetencje kluczowe mają służyć absolwentom na każdym kolejnym etapie dorosłości, gdy wiele treści z podręczników okazuje się zbytecznych. Wśród ośmiu kompetencji kluczowych wymieniono m.in. kompetencje osobiste, społeczne (oparte na współpracy, asertywności i prawości) i w zakresie umiejętności uczenia się, a także kompetencje obywatelskie. Z kolei z Rozporządzenia w sprawie szczegółowej organizacji publicznych szkół i publicznych przedszkoli (§ 4) oraz Ustawy Prawo oświatowe (art. 111 pkt 5) wiemy, że przepisy oświatowe obligują nauczycieli do pracy zespołowej (nauczyciele tworzą zespół powołany przez dyrektora na czas określony lub nieokreślony; zespół ten określa plan pracy i zadania do realizacji w danym roku szkolnym). Wynika z tego, aczkolwiek nie bezpośrednio, oczekiwanie, że nauczyciele będą umieć realizować zadania w trybie pracy grupowej. Współdziałanie i współzawodnictwo Odniesienia do aktów prawnych właściwie nie wydają się potrzebne, gdyż w programach zarówno kształcenia, jak i doskonalenia zawodowego nauczycieli w wielu miejscach podkreślono potrzebę opierania procesu dydaktycznego nie tylko na pracy indywidualnej ucznia i z uczniem, ale też na pracy zespołowej, czy to organizowanej przez nauczyciela w czasie zajęć, czy kiedy proces edukacyjny zakłada realizowanie większych interdyscyplinarnych projektów. Warto jednak mieć świadomość, że umiejętność współpracy nie jest fanaberią, ale jednym z filarów współczesnej pedagogiki, co ma swoje potwierdzenie w obowiązującym systemie prawnym. Z drugiej strony żadne środowisko społeczne, przynajmniej dotychczas, nie odkryło takiego sposobu funkcjonowania, który by się obył bez rywalizacji (czy też, łagodniej mówiąc, współzawodnictwa – to słowo dzięki przedrostkowi „współ” brzmi bardziej relacyjnie). W organizowaniu procesu uczenia się nie da się go pominąć, chyba że uczeń funkcjonuje w doskonałej izolacji; a nawet w takich warunkach człowiek daje upust potrzebie rywalizacji, ustawiając samemu sobie poprzeczkę coraz wyżej, pokonując „samego siebie” z przeszłości. Psycholodzy są zgodni, że i jeden, i drugi model organizacji życia społecznego ma swoje plusy i minusy, każdy jest potrzebny w zależności od danego kontekstu sytuacyjnego. Szkoła ma zapoznać uczniów i uczennice z oboma modelami, umożliwić ich doświadczanie w praktyce, z zastrzeżeniem zachowania standardów sprawiedliwości i przejrzystości. To ostatnie uważam za konieczne podkreślić bardzo mocno, bo szczególnie realizując model rywalizacji, szkoła ma (niestety!) wielkie możliwości, by sterować młodym człowiekiem w sposób nieetyczny i szkodliwy dla jego rozwoju psychicznego – mowa tu oczywiście o ocenianiu zewnętrznym, systemie pochwał, tym wszystkim, co się nieraz niefrasobliwie wrzuca do worka z hasłem „motywowanie”. Zalety i wady rywalizacji Do plusów rywalizacji zaliczyć można to, że napędza ona indywidualny wysiłek, bez którego trudniej byłoby o postęp; jakkolwiek niechętnie to przyznajemy, nie bez powodu organizuje się wszelkie konkursy naukowe czy artystyczne, a szanujący się uczony wie, że ambicja czy dalekosiężne wizje nagrody Nobla stanowią impuls do wieloletnich wysiłków i licznych rozczarowań po drodze do celu. Sukces zapewnia poczucie, że jest się w czymś naprawdę dobrym (chociaż, jeśli nie jest „temperowany” pokorą, może prowadzić do arogancji). Odpowiedzialny wychowawca będzie też zachęcał swoich podopiecznych do podejmowania uzasadnionego ryzyka – rzecz jasna, w ramach pewnych obiektywnych możliwości. Nie wolno wypychać ucznia, który nie ma szans w danym obszarze rywalizacji na pierwszą linię konkursowej walki wyłącznie dlatego, by samemu zaliczyć potrzebne do awansu „uczestnictwo ucznia w konkursie”. Natomiast osobie, która ma potencjał, ale rezygnuje z udziału w konkursie, kierując się niskim poczuciem własnej wartości, trzeba perswadować, że jeśli nie zaryzykuje, nigdy się nie dowie, że zwycięstwo było w zasięgu ręki. Warto też pamiętać, że stan rywalizacji stwarza warunki pewnego napięcia, które zaś ułatwia funkcjonowanie poznawcze (o ile nie jest zbyt wysokie, jak obrazują eksperymenty Roberta M. Yerkesa i Johna Dillingham Dodsona z 1908 r., w których badacze udowodnili związek między fizjologicznym i umysłowym pobudzeniem a wydajnością poznawczą i fizyczną). Niewątpliwie bez kontekstu rywalizacji nie mielibyśmy ekscytujących gier sportowych czy rozrywkowych – czym byłyby bierki, brydż, szachy, chińczyk czy „go” bez celu, jakim jest pokonanie przeciwników? Wreszcie, należy pamiętać, że ludzie są różni i nie każde dziecko lubi pracę w grupie; indywidualistów i samotników nie trzeba siłą wtłaczać do „kolektywistycznego społeczeństwa”, bo oni też są nam potrzebni. Rywalizacja w środowisku szkolnym a rola nauczyciela Za to nauczyciele, stwarzając środowisko rywalizacji, muszą bezwzględnie wystrzegać się kardynalnych błędów. Uczniowie muszą wiedzieć, że nie wolno im dążyć do zwycięstwa nieuczciwością, nie wolno też kierować się intencją wyrządzenia przeciwnikowi zła. Nauczyciel, który przymyka oczy na takie incydenty, nie jest godny miana wychowawcy. Nie chcemy przecież szkoły, która „produkuje” oszustów i fałszerzy! Nauczyciele są też potrzebni jako zewnętrzni obserwatorzy, którzy wkraczają, widząc, że dziecko czy nastolatek nie zna umiaru, przepracowuje się, nadmiernie poświęca dla celu, jakim jest wyizolowana wygrana; również wtedy, gdy ich uczeń czy uczennica mają błędne pojęcie o swoich możliwościach – chociaż czasami lepiej dać im przekonać się o swoich ograniczeniach poprzez doświadczenie przegranej. Jeśli zaś do tego dojdzie, dorosły opiekun powinien zadbać o dobrostan psychiczny dziecka, pomóc uporać się z bólem porażki, być wyczulony na sygnały, że dziecko reaguje zbyt silnie, że pogrąża się w depresji, do której może dojść przy pewnych uwarunkowaniach osobowościowych, szczególnie jeśli przegranych było kilka z rzędu. Należy też monitorować relacje rówieśnicze: jeśli rywalizacja prowadzi do sytuacji, w której dzieci czy nastolatki poza kontekstem zawodów przestają ze sobą rozmawiać, wykazują ciągłą wrogość – obowiązkiem nauczyciela jest zareagować, porozmawiać z zainteresowanymi, w razie potrzeby również z rodzicami. I oczywiście zapobiegać w przyszłości stawiania takich osób naprzeciw sobie, chyba że pedagog uważa, że uczniowie są już przygotowani na rywalizację w społecznie akceptowalnych granicach, bez szkody dla ich wzajemnych stosunków. Po co nam współdziałanie? Współdziałanie być może nie było potrzebne kiedyś, w zamierzchłej przeszłości, gdy naukowcy pracowali w samotności, w swoich wieżach i laboratoriach, skuleni nad astrolabami czy pipetkami czy też skrobiący piórem w zaciszu własnego pokoju. Dawni eksploratorzy wędrowali po bezdrożach, wytyczając nowe mapy, zbierając egzemplarze nieznanej dotąd flory czy szkicując egzotyczne gatunki zwierząt, a wynalazcy samodzielnie konstruowali zrodzone w wyobraźni projekty narzędzi. Obecnie trudno sobie wyobrazić jakąkolwiek działalność odkrywczą czy badawczą bez nowoczesnego laboratorium wyposażonego w skomplikowane narzędzia, bez zespołu techników i laborantów, bez wsparcia korporacji i państwa. Uczniowie współczesnej szkoły muszą nauczyć się skutecznej współpracy, bo to umiejętność jak każda inna. Niektórzy mają do niej większe wrodzone predyspozycje, ale efektywna praca zespołowa nie jest wiedzą tajemną, chociaż – jak wyżej zastrzegałam – nie należy do niej zmuszać za wszelką cenę (natomiast trzeba zadbać, by dziecko miało doświadczenia pracy w grupie, zanim zadecyduje, że jednak woli działać samodzielnie). Zespołowe działanie, jeśli jest odpowiednio zorganizowane, jeśli każdy z jego uczestników wie, do czego dąży i umie podzielić role, pozwala osiągnąć lepsze wyniki, bo „całość jest większa niż suma jej części”. Aby jednak do tego doszło, dzieci muszą opanować pewne umiejętności, np. rozdzielania ról, nie na zasadzie faworyzowania przyjaciół czy punktowania swojej przewagi, ale poprzez zadbanie, by każdy członek grupy wykonywał zadania, które leżą w jego czy jej możliwościach i są optymalnie dopasowane do kompetencji czy zdolności. Wtedy wszyscy będą czuli się równi, chociaż realizują odmienne działania; wtedy – robiąc to, w czym czują się najlepiej – nie będą musieli nikomu nic udowadniać. Kolejnym zadaniem nauczyciela jest monitorowanie relacji w grupie, by nie dochodziło do zachowań piętnujących czy wyszydzających. Poczucie bezpieczeństwa jest bowiem nieodzowne, by każdy członek zespołu potrafił w razie potrzeby poprosić o pomoc, ujawnić własną niewiedzę, zadać pytanie czy wręcz zgłosić potrzebę zmiany zadania. W takiej grupie ludzie, choćby dotychczas nie byli bliskimi przyjaciółmi, zaczynają rozmawiać nie tylko na temat projektu, nawiązują silniejsze relacje, a przede wszystkim – doświadczają poczucia odpowiedzialności za cały zespół. Będą się umieli wspierać w trudnościach czy zastąpić członka grupy, który np. z powodu choroby nie będzie mógł kontynuować współdziałania (ważne, by dzieci nie stygmatyzowały takiej osoby, ale dały jej odczuć sympatię w obliczu doświadczanych trudności). Ciemniejsza strona współpracy Niewątpliwie jednak działanie w grupie niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwa. Przykładowo może być tak, że lider grupy zamieni się w dyktatora. Wtedy też ważna okaże się postawa nauczyciela, który zauważywszy to, powinien zainterweniować skutecznie, ale dyplomatycznie, aby za bardzo nie ingerować w relacje zespołowe. Kolejną dobrze znaną pułapką jest potocznie nazywany „tumiwisizm” – w wielu grupach znajdą się bowiem chętni, by dojść do sukcesu wysiłkami rówieśników, samemu niewiele lub wręcz nic nie robiąc. Uczniowie starają się takie osoby ukrywać, bo skarżenie jest raczej niemile widziane, albo je ostracyzują, co z jednej strony jest praktycznym sposobem, by mimo przeszkód zrealizować cel, ale z drugiej nie niesie pozytywnych wartości wychowawczych, uczy cwaniactwa i społecznej niesprawiedliwości. W takiej sytuacji jednak nauczyciele mogą prosić grupę o przedstawienie grafiku z podziałem obowiązków na poszczególnych członków zespołu, by łatwiej monitorować sytuację i w razie potrzeby odbyć spotkanie z grupą. Nauczycielu, ucz się sam Zarówno w warunkach rywalizacji, jak i współpracy zakres nauczycielskiej odpowiedzialności jest całkiem spory. Nie wystarczy ogłosić konkursu czy tematu projektu grupowego, a następnie ograniczyć się do pomagania wyłącznie merytorycznego, podpowiadając źródła wiedzy czy wskazując błędne tropy. Nauczyciel musi wielokrotnie modyfikować wstępne ramy ustalonego działania, gdy np. zachodzi konieczność zmiany składu zespołów, albo gdy trzeba zainterweniować w zbyt ostre formy rywalizacji. Przygotowanie do takiej roli nie oznacza wyłączne teoretycznego zapoznania się z danym modelem pracy. Każdy pedagog powinien przejść coś w rodzaju „kursu praktycznego”, który pozwoli na zgromadzenie własnych doświadczeń i refleksji. Jeśli chodzi o rywalizację, nie potrzeba dodatkowych przygotowań – zdecydowana większość nauczycieli ma własne doświadczenia ze szkoły opartej na współzawodnictwie, porównywaniu, skalowaniu i ocenianiu. Za to umiejętność pracy zespołowej stosunkowo niedawno weszła do kanonu życia społecznego. Wydaje się też, że w środowisku zawodowym nauczycieli pozostaje lekceważona – nie jako metoda dydaktyczna, ale jako metoda organizacji własnej pracy. Tak mówiła o tym prof. Joanna Madalińska-Michalak z Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego: „Pracowaliśmy nad pytaniem, jakie są silne i słabe strony systemu przygotowania nauczyciela do zawodu. Co mówią o tym dyrektorzy? Największą słabość zauważają w tym, że [nauczyciele] są nakierowani głównie na siebie. Ten indywidualizm pojawia się w zachowaniach (…). Nie są w stanie współpracować z gronem pedagogicznym, wyjść naprzeciw potrzebom zespołu, pracy wspólnej w szkole; najchętniej ograniczaliby swoją pracę do godzin tablicowych, do realizacji procesu dydaktycznego ”. Wielu nauczycieli potwierdziło ten stan rzeczy, wskazując również na niski poziom potencjału do udzielania wzajemnego wsparcia w przypadkach, gdy nauczyciel zgłasza jakieś problemy. Jeśli więc w pokojach nauczycielskich brakuje atmosfery bezpieczeństwa, jak pedagog (pozbawiony własnych doświadczeń) ma budować taką atmosferę w klasie podzielonej na zespoły robocze? Ten dość sceptyczny obraz potwierdzają wyznania nauczycieli. Oczywiście opisują one pojedyncze zdarzenia, ale odzwierciedlają ważne wnioski dla tematu rywalizacji i współpracy w tej grupie zawodowej. Poniżej prezentujemy kilka z nich: Julia Od 24 lat w zawodzie, nauczycielka historii w szkole podstawowej, stwierdza: Kiedy weszła pierwsza reforma, ta tworząca gimnazja, pojawiła się koncepcja tzw. ścieżek edukacyjnych. Byłam wtedy dość początkującą nauczycielką, ale pamiętam, że się ucieszyłam, bo wydawało mi się, że można zorganizować fajne zajęcia z edukacji medialnej i czytelniczej w interdyscyplinarnym zespole nauczycieli przedmiotów humanistycznych. Mieliśmy nawet taki zespół w szkole, a ja miałam kilka pomysłów zajęć stosownych dla klas 4–6. Niestety, inicjatywa nie wyszła poza etap zgłoszenia i spotkania zespołu, który storpedował pomysł. Padało wiele argumentów, ale wiem, że koronnym był ten, że «nauczyciele odrębnych przedmiotów nie pracują ze sobą, bo tak się nie da». Odniosłam wrażenie, że starsze koleżanki po prostu bały się wspólnie cokolwiek robić. Komentarz: wrażenie Julii potwierdza zdanie Grażyny Skirmuntt: „Ścieżki edukacyjne miały niejako wymusić na szkole zorganizowanie współpracy nauczycieli przy realizacji ich treści. Praktyka pokazała, że nie wpłynęły one w żaden istotny sposób na współpracę nauczycieli”. Ewa Dyrektorka szkoły, organizowała tworzenie zespołów nauczycielskich – zarówno przedmiotowych, jak i do realizacji konkretnych działań (np. co roku we wrześniu kilkuosobowa grupa wraz z przedstawicielami rady rodziców siadała do przeglądu szkolnego statutu). Ewa wyznała: Tworzenie takich zespołów szło jak przysłowiowa krew z nosa, kończyło się na tym, że wyznaczałam z urzędu. Starałam się kierować własnym wyczuciem, co jest mocną stroną poszczególnych osób, na przykład wiedziałam, że jedna nauczycielka matematyki jest fenomenalną logistyczką, więc zapraszałam ją do zespołu układającego grafik dyżurów na przerwach, a ona mnie za to znienawidziła, gdy trzeci rok z rzędu dostała takie polecenie. Cóż, powiedziałam jej, gdybyś sama się zgłosiła do innego zespołu, to bym to uszanowała. No to ona jeszcze bardziej mnie znielubiła… Niby żartuję, ale tylko w połowie. Potem widziałam, jak nauczyciele nie potrafią efektywnie zorganizować pracy, nie wybierają lidera, nie umieją dzielić się zadaniami. Ale przecież nie mogłam wkraczać, jakby byli maluchami. Ale jeszcze gorzej wyglądały zespoły tzw. przedmiotowe. Tam nie musiałam wyznaczać składu, bo wynikał z nauczanego przedmiotu, za to kiedy prosiłam o plan pracy na dany rok szkolny, to otrzymywałam jakieś świstki ewidentnie ściągnięte z internetu, przeważnie ograniczające się do zorganizowania konkursu czy pokazu – i na tym się kończyło. Przyznam, że mam nieco wyrzutów sumienia, bo przedtem pracowałam jako szeregowa nauczycielka w szkole, w której zespoły faktycznie dość nieźle funkcjonowały, i mogłam to doświadczenie przenieść, ale siły mi po prostu nie starczyło na walkę z wiatrakami. Marian Nauczyciel wychowania fizycznego w liceum. Przyznał: Kiedyś miałem kłopot z pewnym uczniem, a właściwie w dużej mierze z jego rodzicami, którzy wspierali chłopaka w niechęci do ćwiczenia, i doszło do tego, że gdy ich raz skonfrontowałem z ewidentnie sfałszowanym zwolnieniem podpisanym niby przez mamę, ona powiedziała mi wprost, że to moja wina, bo zmuszam jej syna do oszustw, zamiast go po prostu zwolnić z lekcji. Poprosiłem o radę koleżeństwo, nie mówię, że oczekiwałem wielkich słów wsparcia, ale reakcja była taka bardziej pogardliwa: «Co ty, pozwalasz sobie tak podskakiwać, co z ciebie za autorytet?». Dosłownie. Nic więcej, nikt się nie zainteresował, żeby poważnie mnie potraktować. Od tamtej pory wiem, że nie pracuję w żadnym zespole, że nie mogę się przyznać do jakichś problemów, bo mnie po prostu „zjedzą”. Podsumowanie Ostatnio w grupie nauczycielskiej „Ja, nauczyciel” na Facebooku pojawił się wpis proszący o poradę, jak zorganizować lekcję otwartą na dość kłopotliwy temat. Jedna z pierwszych reakcji (i był to wyjątek) brzmiała mało pomocnie: „Jak można robić lekcję otwartą, wybrać temat, a potem nie wiedzieć, co robić?”, a niebawem pojawiła się kolejna: „Lekcja otwarta i komentarz «Kompletnie nie wiem, jak to ugryźć?» To jak Pani poprowadzi…, nie wiedząc?”. Jeśli mamy skutecznie zmieniać środowisko szkolne na promujące kompetencje pracy zespołowej, warto najpierw zadbać, by posiedli je sami nauczyciele. Skoro zaś praktyka szkolna dowodzi, że nie są one na najwyższym poziomie, być może trzeba zorganizować warsztaty z tej dość podstawowej formy pracy – właśnie dla pedagogów?   Bibliografia: • Rodríguez E.M., Prawo Yerkesa-Dodsona: związek między wydajnością i pobudzeniem, https://pieknoumyslu.com/prawo-yerkesa-dodsona-zwiazek-miedzy-wydajnoscia-i-pobudzeniem/ (dostęp: 23 maja 2023). • Skirmuntt G., Dlaczego w nowej podstawie programowej nie ma ścieżek edukacyjnych, http://bc.ore.edu.pl/dlibra/docmetadata?id=106&from=pubstats, (dostęp: 23 maja 2023).