Bezpłatna aplikacja na komputer – MM News... i jestem na bieżąco! Sprawdzam

Nasi bliscy, którzy odeszli Bajka terapeutyczna Mama wyglądała na smutną, gdy odbierała Juliankę z przedszkola. Była cichsza i mniej mówiła. Owszem, obejrzała wyklejankę córki i ucieszyła się, że Juliance smakował obiad, ale coś było „nie tak” i dziewczynka to wyczuwała. Nie wiedziała, jak zapytać, co zrobić ani czy użyć tego zwrotu, który tak często słyszała u dorosłych: „Czy coś się stało?”. Oni odpowiadali wówczas: „Nie, nic”, mimo że działo się – i to dużo. Czekała więc, aż mama sama jej powie. Gdy weszły do domu, mama powiedziała, że chce się na chwilę położyć do łóżka, i zapytała, czy Julianka chce iść z nią. Dziewczynka chciała, ale nie dlatego, że miała ochotę odpocząć, tylko dlatego, że obawiała się o mamę. Kiedy obie weszły pod kołdrę, mama powiedziała: – Aleksander umarł wczoraj, dziś się dowiedziałam. – Powiedziała to cicho i powoli. Aleksander był jej dobrym przyjacielem i dużo ją nauczył. W oczach mamy pojawiły się łzy. – Przykro mi, mamo – Julianka przytuliła się do mamy i się rozpłakała. – Ty też go lubiłaś, prawda? – zapytała mama. – Pamiętasz go dobrze. – Tak. Pamiętam, jak do niego jeździłyśmy i pozwalał mi kręcić się na fotelu, i miał dużo obrazów, twoich też – przypominała sobie dziewczynka. – Tak, moje obrazy wisiały u niego w domu. Ciekawe, co się teraz z nimi stanie. – A, ten, no, wiesz, to co teraz będzie z Aleksandrem? – Pochowają go albo spalą jego ciało. Nie wiem, co wybrał. – To się samemu wybiera? – Tak. Piszesz w testamencie, czy chcesz być pochowana, czy chcesz mszę, czy nie, czy twoje prochy będą w urnie, czy będziesz na cmentarzu. Nie wiem, co wybrał Aleksander. Trudno mi teraz nawet o tym myśleć, bo mi bardzo smutno. – Będziesz płakała? – Tak, będę płakała. Ale ten płacz nie jest dlatego, że on miał trudne życie, które teraz się skończyło. On dobrze żył i dużo w życiu zrobił. Płaczę, bo już nie możemy z siebie czerpać, wzbogacać się, rozmawiać ze sobą. No i chciałam się z nim pożegnać. Chyba zapalę mu świeczkę – mama wzięła z komody świeczkę i zapaliła ją. – Pamiętam, że jak byłam dzieckiem, bardzo lubiłam chodzić na groby w dzień Wszystkich Świętych. Na cmentarzu było dużo znajomych osób, a tata opowiadał mi o życiu moich przodków – i twoich też – którzy tam leżeli. – I będziemy chodzić do Aleksandra, a ty będziesz o nim opowiadała innym? – Może. – A, ten, no… – ilekroć Julianka nie wiedziała, jak o coś zapytać, zaczynała zdania w taki sposób. – A ja pamiętam, jak dziadek mówił, że się idzie do nieba, a ty mówisz, że do cmentarza. – Na cmentarz. Niektórzy uważają, że ludzie składają się z duszy i ciała. Ich zdaniem ciało umiera, ale dusza nie – dusza leci do nieba i tam mieszka. Niektórzy wierzą w reinkarnację i mówią, że dusza wraca w innym ciele, gdy ktoś się rodzi, ale nie pamięta się tego – mówiła mama. Westchnęła głęboko, bo mimo że tak sobie rozmawiały z córką, czuła w sobie ból i smutek. Julianka przytuliła się do mamy i zapytała, jak Aleksander umarł. – Chorował i jego organizm nie dał już rady. Kiedy rano przyszedł jego syn, Aleksander już nie żył. – Mama zaczęła płakać, a potem dodała, że mogą go z Julianką dobrze wspominać i pamiętać o nim. Dzięki temu będzie dalej żył w ich pamięci. Następnego dnia Julianka poszła do przedszkola. Rano, gdy dzieci siedziały w kręgu i dzieliły się tym, jak się czują i co się u nich dzieje, dziewczynka powiedziała, że jej smutno, bo Aleksander, którego znała, umarł. Przez chwilę było cicho i Julianka pomyślała, że powiedziała coś, o czym nie można mówić albo co sprawia komuś przykrość. Rozejrzała się po salce. Dzieci patrzyły na nią, na swoje ręce i na panią nauczycielkę. – Bardzo mi przykro, Julianko. Czy chcesz opowiedzieć nam o Aleksandrze? Jest ci smutno? Może możemy coś dla ciebie zrobić? – Pani zareagowała w sposób, który dla Julianki był bardzo miły i zrobiło jej się przyjemnie cieplutko. – Mama mówi, że jak ktoś odejdzie, to nadal żyje w naszych wspomnieniach – powiedziała. – Jak wam o nim opowiem, to będzie jeszcze więcej żył w tych wspomnieniach. – To ja potem chcę opowiedzieć o moim pradziadku! On też zmarł – wyrwał się Tymek. – Dobrze, Tymku. Chętnie posłucham o twoim pradziadku – odpowiedziała nauczycielka. – A ja wam opowiem o moim tacie, który chorował i teraz go nie ma, ale mam przy łóżku jego zdjęcie i mówię mu „dobranoc” i „dzień dobry”. On nie odpowiada, ale na mnie patrzy, a mama mówi, że mam go w serduszku i że on o mnie wie i opiekuje się mną – zaczął mówić Franuś. – A mi umarł pies. Był bardzo stary, miał 16 lat i nadal mi jest smutno, chociaż już dawno zmarł. On był od zawsze ze mną, nazywał się Hati. Mama mówiła, że jak byłam mała, to chodziłam na czworaka i nosiłam w zębach zabawki jak on – powiedziała Emma. – A ja nie znam nikogo, kto umarł – dodał Kazik. – Słyszę, że naprawdę macie ochotę podzielić się waszymi doświadczeniami – powiedziała nauczycielka. – Co wy na to, abyśmy namalowali te osoby albo nasze ukochane zwierzęta i po południu, w kręgu, każdy, kto chce, opowie o tej osobie albo o swoim psie, chomiczku, kocie. Czy to wam pasuje? Julianko, miałabyś ochotę namalować Aleksandra i opowiedzieć nam o nim? – Tak. On był malarzem, ale malował w komputerze, więc namaluję go przed komputerem, a nie z farbami i pędzlami – powiedziała dziewczynka. – A miał beret? Bo malarze mają berety – zauważył Tymek. – Nie miał beretu, nosił czapkę z daszkiem i był łysy. – To zupełnie nie wyglądał jak malarz – powiedział Tymek. – Tymku, bardzo często jesteśmy przyzwyczajeni do tego, jak przedstawiano kiedyś malarzy, teraz może być zupełnie inaczej – wyjaśniła nauczycielka. – Młynarze ten kiedyś mieszkali w młynie, a jak dowiesz się, że ktoś pracuje w przetwórstwie mącznym, nie zapytasz, czy ma młyn. – Aha – powiedział Tymek. – Czyli jest prawdziwym malarzem, mimo że nie ma beretu. – Tak – potwierdziła nauczycielka. – Chcę wam jeszcze powiedzieć, że może tobie, Julianko, i wam być smutno, gdy będziecie wspominać te osoby, które odeszły. Pamiętajcie, że ja jestem. Możecie się przytulić i popłakać. Czasami jest nam trudno, tęsknimy i przykro nam, że tych osób nie ma już z nami. – A pani ktoś umarł? – zapytała Emma. – Tak, mój dziadek, moja ciocia, siostra mojego przyjaciela – wymieniła nauczycielka. – Przykro mi, to dużo osób. Chce się pani przytulić? – zapytała dziewczynka. – Bardzo – odpowiedziała nauczycielka i przytuliły się z Emmą. Kiedy inne dzieci to zobaczyły, zaczęły się do nich przytulać, aż wszyscy byli razem, a pani nauczycielka się popłakała. – Dlaczego pani płacze? – zapytał Tymek. – Bo mi dobrze z wami. Macie w sobie tyle czułości i umiecie dbać o innych, to bardzo wzruszające. Dziękuję wam, to jest wspaniałe, czym się dzielicie i jak otwarcie mówicie o osobach, które odeszły – odpowiedziała im nauczycielka. Potem rozdała dzieciom kartki i poprosiła, by wzięły sobie materiały plastyczne. Po południu rysunki były gotowe. Każde z dzieci przygotowało jeden lub dwa portrety bliskich im osób, które odeszły. Następnie wszyscy opowiadali, co o nich wiedzą i jakie mają z nimi wspomnienia. Na koniec pani podziękowała dzieciom i powiedziała, że dzięki temu, że opowiedziały jej o tych osobach, mogła je poznać. Inni również mogli je poznać i w ten sposób te osoby dalej będą żyć we wspomnieniach. Na zakończenie dzieci przygotowały wspólnie wystawę „Nasi bliscy, którzy odeszli” i powiesiły tam portrety, a pani przygotowała podpisy, tak aby inni mogli się o nich dowiedzieć. Gdy mama Julianki odbierała córkę z przedszkola, zobaczyła portret Aleksandra i stwierdziła, że byłby zachwycony. Dziewczynka powiedziała mamie, że teraz Aleksander żyje w wielu osobach, bo o nim opowiedziała. Mama Julianki podziękowała nauczycielce, która powiedziała po prostu, że dzieci potrzebują opowiadać o tym, co przeżywają, i ona im na to pozwoliła. Dla wszystkich był to piękny i bardzo wzruszający dzień. Opracowała: Katarzyna Dworaczyk, trenerka, mediatorka, mediatorka wewnętrzna, prowadzi sesje indywidualne metodą Systemu Wewnętrznej Rodziny. Z elementów poznanych metod i podejść terapeutycznych oraz Porozumienia bez Przemocy stworzyła model towarzyszenia w rozwiązywaniu konfliktów SNO