Dostęp do serwisu wygasł w dniu . Kliknij "wznów dostęp", aby nadal korzystać z bogactwa treści, eksperckiej wiedzy, wzorów, dokumentów i aktualności oświatowych.
Witaj na Platformie MM.
Zaloguj się, aby korzystać z dostępu do zakupionych serwisów.
Możesz również swobodnie przeglądać zasoby Platformy bez logowania, ale tylko w ograniczonej wersji demonstracyjnej.
Chcesz sprawdzić zawartość niezbędników i czasopism? Zyskaj 14 dni pełnego dostępu całkowicie za darmo i bez zobowiązań.
Pierwsze dni w przedszkolu
Bajka terapeutyczna
– Mój chłopiec jest już taki duży! – powiedziała mama, uśmiechając się. – Pójdzie do przedszkola.
– Mhmm – mruknął Karol. Lubił, kiedy mama nazywała go dużym, ale raczej wtedy, gdy mógł nie spać w dzień lub gdy pozwalano mu zjeżdżać ze zjeżdżalni dla starszaków i wchodzić na kamień. Kiedy mama mówiła, że jest duży i może sam zostać u babci, to już mniej się cieszył.
Mama o tym wiedziała, dlatego przygotowywała go do pobytu w przedszkolu. Bawili się w chowanego i mama znikała mu z oczu. Potem bawili się w chowanego, ale poza domem, u babci lub w domu u jej koleżanki. Później mama zaczęła wychodzić, a on zostawał z tatą, babcią albo ciociami. Najpierw trochę płakał, czasami nawet stawał przy drzwiach, żeby mama nie wychodziła, a mama wtedy kucała przed nim, przytulała go i mówiła:
– Słyszę, że wolałbyś, żebym została. Widzę, że jest ci smutno, wrócę za 20 minut. Zawsze wracam. Bardzo cię kocham – i wychodziła.
Wtedy Karol czasami jeszcze trochę płakał, przytulał się do taty czy babci, a potem zaczynał się bawić. Czasami bawił się w przedpokoju, żeby od razu mógł widzieć, jak mama wraca, podbiec do niej i mocno się przytulić. Mama rzeczywiście zawsze wracała.
Na początku chodzili do przedszkola razem i to było superfajne. Było tam sporo nowych zabawek, inne dzieci, ale można też było bawić samemu. Było idealnie! Mama, nowe zabawki i inne dzieci. Dziś jednak nadszedł ten dzień. Karol miał zostać w przedszkolu sam. Wiedział o tym. Nie na cały dzień, ale na trzy godziny. Zjadł śniadanie, ubrał się – no, troszkę pomogła mu w tym mama – wziął ulubionego misia, mimo że miał go zostawić w szafce, i wyszedł z domu razem z mamą.
W szatni zobaczył naklejkę, drzewko, na miejscu, gdzie wisiało jego ubranie. Mama powiedziała, że to super, bo on lubił drzewa, ale zabrzmiało to tak, jakby mama na wszystko, co jest związane z przedszkolem, mówiła, że jest super. „Pewnie dlatego, żeby mnie przekonać” – pomyślał Karol.
Kiedy zbliżali się do sali, Karol coraz mocniej ściskał dłoń mamy. Bardzo nie chciał jej puścić, nie miał już ochoty być duży. Było mu wszystko jedno, chciał być mały, malusieńki, mogą go nazywać dzidziusiem, po prostu nie chciał zostać sam. Mama to wyczuła. Powiedziała bardzo miękkim i spokojnym głosem:
– Widzę, że się obawiasz. To OK się bać. To jest trudna sytuacja. Wrócę do ciebie za trzy godziny. Zawsze wracam – powiedziała, a nauczycielka wyciągnęła do Karola rękę.
Chłopiec zdecydowanie wolał rękę mamy niż nauczycielki i zupełnie mu się to nie podobało. Chciało mu się płakać. Mama odeszła, a on został z panią.
– Cześć, Karolu, zapraszam cię do sali. Masz ochotę posiedzieć przy mnie? – zapytała nauczycielka.
Karol złapał ją za rękę i zwrócił buzię w jej stronę. Była to bardzo smutna buzia. Nauczycielka zaproponowała mu, że na chwilę usiądą przy ścianie. Były tam rozłożone poduszki. Nauczycielka usiadła na nich i poklepała poduszkę leżącą obok, by Karol usiadł koło niej.
– Trochę to trudne i przykre, co? Wolałbyś, żeby mama była z tobą, prawda? – spytała nauczycielka, gdy siedzieli obok siebie.
– Yhmmm – odpowiedział chłopiec, bo tak właśnie było.
– Chcesz się przytulić i popłakać? – zapytała pani.
Karol nie odpowiedział, tylko wspiął się na kolana nauczycielki, złapał ją za szyję i płakał. Wydawało mu się, że bardzo długo. Pani trzymała go, głaskała po plecach i to było bardzo przyjemne.
W końcu Karol wypłakał już cały smutek. Pani się do niego uśmiechnęła, zapytała, czy chciałby pójść do łazienki, aby umyć buzię, czy woli jeszcze posiedzieć. Wolał posiedzieć. Siedzieli więc jeszcze przez chwilkę, a potem Karol zaczął rozglądać się po sali. Niewiele widział, bo kącik, w którym siedzieli, był specjalnie osłonięty, ponieważ inne dzieci w grupie nie lubiły, gdy ktoś patrzył, jak płakały, o czym Karol jeszcze nie wiedział.
Usłyszeli, jak inna nauczycielka woła, że zaraz będzie śniadanko. Śniadanko Karol lubił, więc oboje wstali, a Karol zastanawiał się, gdzie usiądzie. Pani posadziła go przy stoliku między Staszkiem a Amelką. Staszek wyglądał, jakby płakał, ale Amelka tak nie wyglądała.
Śniadanie było pyszne. I wszyscy sami mogli odnieść talerze i kubeczki! Pani nauczycielka pokazała im, gdzie mogą sobie nalewać wodę i to też było super! Potem ta pani, która przytulała Karola, zapytała go – inne dzieci też – czy chcą się bawić, czy wolą jeszcze z nią posiedzieć. Karol wolał się bawić. Nikt nie siedział już z panią, tylko Amelka podchodziła do niej kilka razy, pytając, kiedy mama przyjdzie. A pani odpowiadała, że po drugim śniadaniu.
– A kiedy będzie drugie śniadanie? – pytała Amelka.
– O 12.
– I o 12 mama przyjdzie? – upewniała się Amelka.
– O 12:20 – odpowiadała nauczycielka.
– Aha – mówiła Amelka i szła się bawić.
Kiedy ta historia powtórzyła się już cztery razy, a Amelka znowu szła w stronę nauczycielki, aby zapytać, kiedy przyjdzie mama, kilkoro dzieci krzyczało: „po drugim śniadaniuuu, o dwunastej dwadzieściaaa”. To było bardzo śmieszne i Karol też to powtarzał.
Karol, mimo że o tym nie mówił, też wyczekiwał mamy i wstawał, ilekroć otwierały się drzwi. Zaskoczyło go to, że kiedy po Amelkę przyszła wreszcie jej mama, to dziewczynka wcale do niej nie pobiegła, tylko pomachała jej i krzyknęła:
– Jesce tloche!
– Dobra – powiedziała mama Amelki. – Chcesz skończyć rysować?
– Tak! Chcę tez odłozyć zecy, bo tu się spsąta!
– No nieźle – powiedziała mama Amelki. – To czekam w szatni.
Kiedy w drzwiach pojawiła się mama Karola, chłopiec od razu do niej podbiegł i się przytulił.
– Cześć smyku! – powiedziała mama. – I jak było?
– Najpierw trochę posiedzieliśmy z boku, a potem były śniadanka i trochę zabawy – wyjaśniła nauczycielka, po czym zwróciła się do Karola. – Bardzo się cieszę, że jesteś w mojej grupie. Bardzo cię polubiłam, do zobaczenia jutro.
Karolowi zrobiło się baaardzo miło. Uśmiechnął się do pani i zrobił „pa pa”. Mama też była zadowolona. W samochodzie zapytała synka, co się działo, a on opowiadał, że na początku było całkiem okropnie i płakał, potem jadł, potem wszyscy mówili „dwunasta dwadzieściaaa” i to było śmieszne, a potem znowu jadł.
– Czyli podobało ci się? – zapytała mama.
– Nie – odpowiedział Karol. – Wolę być z tobą w domu.
Ja też wolę być z tobą w domu, ale chcę też pracować, bo to lubię i tak zarabiam – powiedziała mama zgodnie z prawdą.
– Ale ja nie chcę być zawsze w przedszkolu.
– I nie będziesz, kochanie. W piątki będę odbierać cię wcześniej, a w sobotę i niedzielę będziemy razem, bo ja nie pracuję, a przedszkole jest zamknięte.
– I ja chcę jeszcze jeden dodatkowy dzień – powiedział Karol i spojrzał wyczekująco na mamę.
Mama wzięła wdech i pomyślała, że im obojgu dobrze to zrobi, jeśli w ciągu tego miesiąca Karol będzie mógł wybrać sobie jeden dzień w tygodniu, gdy będzie albo z babcią, albo z tatą, albo u jednej z jej koleżanek. To bardzo ucieszyło Karola.
Następnego dnia, gdy dzieci przychodziły do przedszkola, zachowywały się bardzo różnie. Michaś i Ada płakali prawie cały dzień, Karolowi było ich żal. Siedzieli na zmianę na kolanach u pani. Miłosz w ogóle nie wszedł do sali, jego mama zabrała go z powrotem do domu. Ula przyszła z tatą, a jak przychodziła z tatą, to nie płakała i nie chciała do domu. Jak przychodziła z mamą, to było jej trudno.
Panie nauczycielki postanowiły pomóc przedszkolakom i przygotowały kilka rysunków dla dzieci wchodzących do sali. Na jednym z nich była namalowana dziewczynka z zabawką – jeśli ktoś wskazał ten rysunek, znaczyło to, że chce się iść bawić. Na drugim był chłopiec siedzący przy nauczycielce – to znaczyło, że nie ma ochoty się bawić i chce posiedzieć przy pani. Trzeci rysunek przedstawiał dziecko płaczące na kolanach u pani, co oznaczało, że ktoś potrzebuje się wypłakać. Panie wiedziały, że czasami bardzo trudno jest powiedzieć, o co chodzi, dlatego dzieci po prostu pokazywały obrazki.
„Każdy może mieć inaczej” – pomyślał Karol, który następnego dnia wybrał zabawę, a potem przez kilka dni wybierał płacz u pani na kolanach. Za to Amelka chodziła po sali i mówiła „dwunasta dwadzieścia”, a kiedy przychodziła po nią mama, wcale nie chciała wychodzić.
A potem? Potem dzieci wybierały zabawę, a gdy było im przykro i trudno, wybierały siedzenie u pani na kolanach. Kiedy się wypłakały, wracały do zabawy. Bo i zabawa, i płacz są OK.
Opracowała: Katarzyna Dworaczyk, trenerka, mediatorka, mediatorka wewnętrzna, prowadzi sesje indywidualne metodą Systemu Wewnętrznej Rodziny. Z elementów poznanych metod i podejść terapeutycznych oraz Porozumienia bez Przemocy stworzyła model towarzyszenia w rozwiązywaniu konfliktów SNO