Dostęp do serwisu wygasł w dniu . Kliknij "wznów dostęp", aby nadal korzystać z bogactwa treści, eksperckiej wiedzy, wzorów, dokumentów i aktualności oświatowych.
Witaj na Platformie MM.
Zaloguj się, aby korzystać z dostępu do zakupionych serwisów.
Możesz również swobodnie przeglądać zasoby Platformy bez logowania, ale tylko w ograniczonej wersji demonstracyjnej.
Chcesz sprawdzić zawartość niezbędników i czasopism? Zyskaj 14 dni pełnego dostępu całkowicie za darmo i bez zobowiązań.
Lekcje na ławce w parku
Opracował: Piotr Kopka, nauczyciel języka polskiego, egzaminator, krytyk literacki i muzyczny. Publikuje w magazynie „Lizard” i na blogu www.literaturasautee.pl
Lekcje plenerowe, zabawa z lekturą zamiast kartkówki, łączenie rozmaitych, często dość odległych od siebie kompetencji, myślenie wizualne na zajęciach przedmiotowych – to tylko niektóre z pomysłów na odświeżenie edukacji. Nie są to koncepcje abstrakcyjne, oderwane od wyzwań, jakie stawia przed nauczycielami każdy kolejny dzień pracy w szkole. Przeciwnie, wszystkie próbują odpowiadać na coraz bardziej palące problemy współczesnej edukacji – przeładowanej podstawy programowej, coraz większych problemów z utrzymaniem uwagi na lekcji, pikującej w dół atrakcyjności szkoły w zderzeniu z rzeczywistością wirtualną i uzależnień od nowych technologii.
Miałem okazję o tym dyskutować podczas dwóch spotkań z cyklu Chcę Wam pokazać jak… organizowanych m.in. przez Dorotę Kujawę-Weinke, Irminę Żarską i Monikę Rokicką. Pierwsze odbyło się późnym latem zeszłego roku w Warszawie (Wawerskie Centrum Kultury), a drugie jesienią 2019 r. w Poznaniu (O!Mega Szkoła). W pierwszym z nich wziąłem udział jako uczestnik, a w drugim już jako jeden z prelegentów, wzmacniając ideę chwalącą częste wychodzenie z uczniami poza mury szkoły – nie tylko na wycieczkę, także na zwykłą lekcję z planu.
Tylko po co robić polski w parku, skoro można w ciepłej, oświetlonej jarzeniówkami klasie? Przynajmniej z kilku powodów. Najważniejszy z nich tylko z pozoru wydaje się trywialny – nic tak nie angażuje uwagi ucznia jak uczestnictwo w przygodzie. Można ją oczywiście sztucznie wykreować w warunkach laboratoryjnych, jakie z grubsza panują w sali lekcyjnej. Ale po co, skoro można pozbyć się znacznej części ograniczeń – po prostu wychodząc w teren? Lubicie sobie poczytać książkę na ławce w parku (kiedy tylko pogoda na to pozwala)? Każdy lubi! Dlaczego by nie robić tego wspólnie z uczniami? I to nie od wielkiego dzwonu, tylko dość regularnie, w ramach cyklu zajęć outdoorowych? Wzrost autorytetu nauczyciela wśród uczniów w każdym wieku gwarantowany!
Mniej znaczy więcej
Mój patent na zajęcia outdoorowe jest dość prosty – nie bierzemy ze sobą niczego poza notesem i długopisem. A ponieważ nie należę do nauczycieli wymagających od uczniów pedantycznej dbałości o estetykę, zwykle proszę od razu o zabranie zeszytu przedmiotowego. Często uczniowie wkładają do kieszeni telefony. Mogą to zrobić – przydadzą się, jeżeli trzeba będzie sprawdzić coś w internecie. Nie zabieram ze sobą żadnych podręczników ani sterty książek. Język polski w parku musi być minimalistyczny. Wystarczy mi Kindle albo jedna wybrana książka. Jeżeli potrzebuję większej liczby tekstów, wrzucam je na czytnik – jeśli go nie posiadacie, wystarczy telefon. Dzieciakom w każdym wieku bardzo imponuje, gdy polonista potrafi wykorzystać telefon do czytania lektur, w końcu to dla nich dość niecodzienne zastosowanie smartfona.
Minimalizm w wykorzystaniu pomocy dydaktycznych sprawia, że można skupić się na tym, co najważniejsze – na tekście, na oferowanej uczniom w trakcie całej lekcji opowieści, na nowych perspektywach odbioru. I wreszcie – na kreatywności uczniów. Bo lekcje w parku to wyzwanie rzucone młodzieży – teraz wy uzupełnijcie tę opowieść o własną historię. Tak jest na lekcjach polskiego, ale już np. zajęcia z przyrody, geografii lub biologii mogą przeistoczyć się w swojego rodzaju eksperyment. Ważne są zaangażowanie uczniów i ich uważność przy przetwarzaniu doświadczenia na wiedzę.
Kreatywne tematy lekcji
Lekcje w parku lub przestrzeni miejskiej mają tę niepodważalną zaletę, że nie trzeba wielkiego wysiłku, by całkowicie zaangażować uczniów. Zwykle wystarczy dopasowanie tekstu do otoczenia. Mam to szczęście, że w pobliżu mojej szkoły znajdują się aż dwa parki wyjątkowej urody – poznańska Cytadela i Park Szelągowski z malowniczymi ruinami. Na Cytadeli zdarzyło mi się czytać m.in. opowiadanie o koszmarze sennym z cyklu o Żabku i Ropuchu (dla najmłodszych uczniów), wiersze Staffa i Barańczaka (na Dzień Niepodległości) oraz opowiadanie Mój ojciec wstępuje do strażaków Brunona Schulza. Na zrujnowanych schodach w Parku Szelągowskim w Poznaniu wraz z VII klasą szkoły podstawowej odprawialiśmy dziady, ale też układaliśmy alternatywne podróże Małego Księcia po obcych planetach. Ale warto pamiętać, że to nie malownicze otoczenie decyduje o kształcie lekcji, tylko wyobraźnia nauczyciela i chęć uczniów do zaangażowania się w przedstawioną przez niego narrację. Z tym drugim zwykle nie ma większych problemów.
Polski na ławce w parku może oznaczać głośną lekturę tekstu, a później jego interpretację – i tak zdarzało mi się wykorzystywać przestrzeń poza szkołą z klasami licealnymi. Warto jednak pamiętać, że młodszym uczniom, zwłaszcza tym z klas IV–VI szkoły podstawowej, to nie wystarcza. Prawdziwa magia zaczyna się, gdy do odbioru tekstu i jego interpretacji dołożymy działanie.
Nauka w działaniu
Powiedzmy sobie szczerze – zabieranie uczniów w plener tylko po to, żeby przeczytać i zinterpretować te same teksty, nad którymi można popracować w klasie, nie wnosi do samego procesu dydaktycznego żadnej nowej wartości. Chyba że mamy okazję, by dobrze wkomponować tekst w krajobraz – mi zdarzyło się to przy okazji czytania Ballad i romansów Mickiewicza nad malowniczo położonym jeziorem. Najlepsze efekty uzyskuje się jednak wtedy, gdy można wykorzystać przestrzeń miejską lub naturę do zainicjowania takich działań, na które zwykle w klasie nie ma miejsca albo takich, które w plenerze są znacznie atrakcyjniejsze niż w klasie.
Na przykład kreatywne pisanie. To nie zawsze dobrze wychodzi w lekcyjnych salach – zawsze znajdzie się ktoś narzekający na nudę, brak weny albo na to, że nie umie pisać własnych opowiadań. Natomiast samo wyjście w plener jest już niezłym sposobem na zaktywizowanie uczniów. Wystarczy po drodze wprowadzić w historię, niby przypadkiem, od niechcenia, bez teatralnych sztuczek. Przy zrujnowanych schodach w poznańskim Parku Szelągowskim lubię zapytać uczniów o to, kto mógł tam mieszkać przed wojną, a dziesięć minut później każdy ma już zaczątek własnej opowieści. Na Cytadeli często czytam straszne historyjki i opowieści grozy przy Żalkach Krzysztofa Sołowieja – rzeźbach nawiązujących do prasłowiańskich mitów (uczniom najczęściej kojarzą się one z dementorami). To znakomity wstęp do warsztatów pisarskich dla uczniów w dowolnym wieku – od najmłodszych po liceum.
Świetnym wstępem do kreatywnej lekcji języka polskiego może być też obserwacja zwierząt. Na przykład wiewiórek, które można spotkać w każdym większym parku miejskim. Po kilku chwilach okazuje się, że stworzenie opisu przyrody to nic trudnego. Natomiast parkowa ławka może być świetną inspiracją do napisania tekstu o śpiącym pod nią baśniowym stworze. Zwłaszcza że dzieciaki o wiele chętniej piszą opowiadania właśnie na takich ławkach. Pisanie na kolanie jest znacznie zabawniejsze niż smarowanie wypracowań w klasie – kto umie to wykorzystać, ten zdobywa zaangażowanie i uwagę uczniów.
Niecodziennie zorganizowana przestrzeń w plenerze inspiruje do spontanicznego (a właściwie planowanego, tylko postrzeganego przez uczniów jako spontaniczne) wprowadzania do lekcji elementów dramy. Wystarczą jakieś schody, stara muszla koncertowa z ubiegłej epoki, murek lub ławki ułożone w kręgi i scena robocza gotowa.
W takich przestrzeniach zdarzało mi się wraz z uczniami egzorcyzmować postaci historyczne w konwencji mickiewiczowskiej, wcielać się w Małego Księcia podróżującego po nieznanych, nieopisanych w książce planetach i wygłaszać najprzeróżniejsze improwizowane historie. W klasie to może wyglądać sztucznie, co uczniowie natychmiast wyczuwają. Poza klasą jest całkowicie naturalne – po to z niej wychodzimy, żeby coś razem przeżyć. Szukamy przygody, więc ją znajdujemy.
Cele edukacyjne i ta nieszczęsna podstawa programowa
Pozostaje kwestia zasadnicza – jakie cele edukacyjne realizowane są poprzez lekcje plenerowe? Oczywiście, wszystko w rękach nauczyciela. Nie ulega jednak wątpliwości, że zajęcia poza murami szkoły pozwalają na bardziej elastyczne łączenie różnych celów edukacyjnych i kompetencji niż tradycyjna lekcja w ławce.
Moje polonistyczne doświadczenie pokazuje, że lekcje języka polskiego w parku najlepiej realizują te obszary podstawy programowej, które dotyczą interpretacji dzieła literackiego oraz tworzenia własnych wypowiedzi. Jednak nie bez znaczenia jest fakt, że luźne ramy zajęć oraz ich celowo swobodna forma pozwalają na sprawne dopasowywanie do omawianych treści kolejnych klocków – elementów gramatyki, ortografii, a nawet recytacji. W klasach IV–VI często zdarza mi się omawiać zasady pisowni i poprawiać błędy ortograficzne podczas powrotu do szkoły. Uczniowie postrzegają taką metodę jako coś pozytywnego – to nie jest opresyjne dyktando, lecz codzienna praca nad poprawnością zapisu, wraz z oceną kształtującą i informacją zwrotną.
Zdarza się, że podczas jednych zajęć uruchomione są obszary z każdej części podstawy programowej, na której przeładowanie przecież tak często się narzeka. Problem oderwanych od rzeczywistości, a jednocześnie przytłaczających uczniów oraz nauczycieli podstaw programowych był kilkakrotnie poruszany podczas wspomnianych wcześniej konferencji, a jednym ze sposobów na to, by sobie z nim poradzić, jest właśnie wychodzenie poza szkołę oraz łączenie różnych kompetencji w ramach pojedynczych zajęć.
I tu dochodzimy do meritum. Zmiana w edukacji z pewnością nie może polegać na przykręcaniu śruby w ramach tradycyjnego, od dawna już krytykowanego systemu, z przeładowanymi programami nauczania i wyraźną przewagą zeszytów ćwiczeń nad autentycznym doświadczeniem.
Żeby zdecydować się na lekcje w parku, trzeba się godzić z ich koniecznymi ograniczeniami, np. mniej estetycznym zeszytem i chaotycznymi notatkami. W nagrodę dostajemy pełne zaangażowanie klasy w zajęcia, a także pozbycie się problemu z uczniami, którzy nie potrafią usiedzieć spokojnie w ławce. Oni pierwsi wciągną się we wszystkie proponowane przez nauczyciela aktywności. Warto więc spróbować i zainspirować do takich działań nauczycieli najprzeróżniejszych przedmiotów.