Dostęp do serwisu wygasł w dniu . Kliknij "wznów dostęp", aby nadal korzystać z bogactwa treści, eksperckiej wiedzy, wzorów, dokumentów i aktualności oświatowych.
Witaj na Platformie MM.
Zaloguj się, aby korzystać z dostępu do zakupionych serwisów.
Możesz również swobodnie przeglądać zasoby Platformy bez logowania, ale tylko w ograniczonej wersji demonstracyjnej.
Chcesz sprawdzić zawartość niezbędników i czasopism? Zyskaj 14 dni pełnego dostępu całkowicie za darmo i bez zobowiązań.
Docenić własną pracę. Część II
Opracowała: Zofia Grudzińska, psycholog, nauczycielka języka angielskiego, współzałożycielka i koordynatorka ruchu społecznego Obywatele dla Edukacji
W zasadzie każdy z nas osiągnął coś w życiu. Każdy zrealizował coś wartościowego. Każdy odniósł jakiś sukces. To mogło być coś drobnego, coś zauważalnego dla najbliższego otoczenia – a nawet coś widocznego wyłącznie dla nas. Nie każdy jednak jest gotowy się do tego przyznać, co może się wydawać dziwne. Mimo to większość ludzi łatwiej przyzna się do porażki niż do sukcesu. Kto teraz kręci głową, niech spróbuje publicznie wyliczyć swoje trzy wady… i trzy zalety. Co trudniej przejdzie przez gardło?
Czasami blokada jest tak silna, że perspektywa ujawnienia swoich mocnych stron kojarzy się z torturą. Chociaż minęło wiele lat, mam wciąż przed oczami Teresę, uczestniczkę warsztatów dla studentów pierwszego roku, które miały ich wyposażyć w narzędzia do radzenia sobie z tym, co nowe. Jedno z ćwiczeń polegało właśnie na tym: powiedzieć pozostałym uczestnikom, co uważamy za swoje słabe strony. Wszyscy, łącznie z Teresą, wyrecytowali swoje wyznania bez dłuższego zastanowienia i bez żadnych oporów. Oczywiście nie były to dramatyczne wyznania, ale wszyscy swobodnie przyznawali się do drobnych kradzieży, oszustw, arogancji i lenistwa. Wszystkim też trudniej przez gardło przechodziły autopochwały: jestem pracowity, pomagam ludziom w trudnych sytuacjach, umiem się dyscyplinować… Teresa milczała, gdy przyszła na nią kolej, wreszcie oświadczyła, że odmawia udzielenia odpowiedzi. Koledzy starali się ją przekonać, ale dziewczyna zacinała się coraz bardziej – w końcu rozpłakała się i wybiegła z sali. Teresa do tego stopnia nie umiała myśleć o sobie dobrze, że sama propozycja, by spróbowała, sprawiała jej cierpienie.
Przyczyny niedocenienia własnych osiągnięć
Błażej być może nie mówiłby o sobie, że nic mu się nigdy nie udaje, gdyby nie Alicja, starsza siostra i prymuska. Cokolwiek zrobi, ona kiedyś zrobiła to lepiej. Każdy błąd jest tym, którego Ala by nie popełniła. Kiedy pani pedagog rozmawiała z rodzicami chłopca, z najwyższym zaskoczeniem przyjęli informację, że Błażej nie umie doceniać swoich osiągnięć i czuje się niekochany. „Przecież my go właśnie bardzo kochamy i dlatego chcemy, żeby odnosił sukcesy takie jak Ala!” – niemal rozpłakała się mama. („Ten przypadek wspominam z radością – mówi pani pedagog. – Po dwóch latach pracy z rodziną udało się wszystkim wyjść na prostą, a Błażej umie określić swoje priorytety i cieszyć się z tego, co mu się udaje”).
Nie należy jednak sądzić, że mechanizm, w wyniku którego jednostka nie umie dostrzec wartości swoich dokonań, ma dla wszystkich tę samą przyczynę. Błażej zdziwiłby się, gdyby spotkał Filipa, który jest dwukrotnym olimpijczykiem, od lat dostaje „świadectwo z paskiem” i gra w międzynarodowej młodzieżowej orkiestrze symfonicznej. Chłopiec jest perfekcjonistą, wymagającym od innych – o czym szczerze mówią koledzy z kwartetu – ale najwięcej od siebie. Cokolwiek Filipowi się uda, natychmiast znajduje tego jakieś minusy: „mogłem mieć maksymalną liczbę punktów, gdyby nie ta głupa pomyłka w czwartym pytaniu”; „za żadne skarby nie nauczę się tańczyć, mam dwie lewe nogi”. Przy czym trzeba słyszeć, jakiego tonu używa szesnastolatek: w jego ustach nie są to zwykłe stwierdzenia faktów, ale dramatyczne deficyty, które – zdawałoby się słuchaczowi – zaważą na jego przyszłości. Filip od zawsze słyszał, jaki jest zdolny i że stać go na wszystko. „Otóż to – komentuje pani psycholog w czasie wspólnej rozmowy z Filipem i rodzicami – nie ma takiej osoby, którą stać na wszystko”. Rodzicie dziwią się, skąd u Filipa to przekonanie. „Przecież tylko tak mówiliśmy, to nie było dosłowne”. Dziecko jednak odczytuje przekazy od najważniejszych w jego życiu osób właśnie tak – dosłownie.
Rodzice dziewięcioletniej Krysi być może ją kochają, ale nie reagują na zaproszenia nauczycielki, a potem pedagoga. Przysyłają zdawkowe informacje, że są zbyt zajęci, telefonicznie dziwią się, „czemu szukamy dziury w całym” – przecież z córką nie ma żadnych problemów, nie wagaruje, nie jest zagrożona, chociaż niczym się też nie wyróżnia. Można się więc tylko domyślać, co dziewczynka mówi o swoim życiu poza szkołą. Nie ma złych warunków socjalnych, nikt jej nie bije, w domu nie ma alkoholu ani awantur. Ale rodzice są tak zajęci sobą, że na córkę nie zwracają uwagi. Można powiedzieć, że Krysia dla nich nie istnieje. Jeśli jesteśmy wciąż pomijani, nie dostrzega się nas jako osób, to skąd mamy wiedzieć, że nasze życie i to, co w nim robimy, ma sens? Nauczycielka stara się jak może, chwali rysunki Krysi, która faktycznie ma dar kompozycji i doboru barw, ale dziewczynka nie zabiera swoich dzieł do domu, a czasem wyrzuca je do kosza na szkolnym korytarzu. Po co nosić te bazgroły? Nie warto, w domu i tak nikt na to nie spojrzy.
Opisane powyżej przypadki są krańcowe, bo dzieci dorastały w środowisku aktywnie (chociaż bez złych intencji!) kształtującym u nich pogardę dla swoich osiągnięć. Najczęściej problem leży w tym, że nie umiemy sami docenić wartości własnych dokonań, ale zbytnio polegamy na ocenie zewnętrznej, na opinii osób trzecich. Dopóki funkcjonujemy w środowisku sprzyjającym, wspierającym, może się wydawać, że wszystko jest w porządku, ale gdy tylko spotkamy na swojej drodze ostrą, a może w ogóle niesłuszną krytykę lub działanie intencjonalnie krzywdzące – jesteśmy przegrani, jeśli nie umiemy się obronić, jeśli sami nie będziemy swoimi adwokatami.
Sztuka doceniania
Szkoła (lub przedszkole) byłaby fantastycznym miejscem wczesnego reagowania. W zerówce (czy w grupie przedszkolnej) wychowawca stosunkowo szybko orientuje się, które dzieci potrafią same wskazać dobre cechy swoich rysunków, recytacji czy śpiewu – w takich przypadkach należałoby po prostu utrzymywać u nich tę umiejętność, utrwalać ją. Inne będą czekały na pochwałę nauczycielki, a spytane, co im samym się podoba w tym, co przyniosły do oceny, będą milczeć, zdziwione i zbite z tropu. Albo zaczną wyliczać domniemane wady czy błędy, jakby przyzwyczajone, że tego właśnie się od nich oczekuje.
Postępowanie naprawcze jest dokładnie takie samo, jak to, które można nazwać utrwalającym. Nie jest skomplikowane, ale stosuje je bardzo niewielu nauczycieli, a byłoby dobrze, gdyby stało się standardem. Również pracownicy poradni psychologiczno-pedagogicznych powinni je znać i regularnie prowadzić warsztaty dla nauczycieli w tym zakresie. Receptą niemal uniwersalną jest bowiem zmiana procesu oceniania szkolnego (to również dotyczy środowiska przedszkolnego, gdzie nie ma co prawda formalnych ocen, ale są nieformalne procesy oceniania). Zamiast powierzyć ocenianie wyłącznie nauczycielom, włączamy do procesu osobę ucznia (przedszkolaka).
Ocena własnej pracy
Chodzi po prostu o konsekwentne, systemowe zachęcanie dziecka, by podjęło się wyzwania samodzielnego ocenienia własnej pracy, żeby samo sobie udzieliło informacji zwrotnej. Wiadomo przy tym, że ważne w tym przypadku będzie wypracowanie jasnych kryteriów – etap, który poprzedza wykonanie zadania i który wielu nauczycieli niestety zaniedbuje. Szybciej, a na pewno łatwiej, po prostu wydać instrukcję („Naucz się wierszyka”, „Napisz rządek literki A” itd.). Tymczasem, aby umożliwić dziecku monitorowanie własnej pracy i dokonanie ostatecznej analizy wyniku, trzeba podać kryteria. W przykładzie recytacji będą one choćby takie: „Umiesz powiedzieć tekst bez pomyłki, płynnie, mówisz wyraźnie i w tempie nie za szybkim i nie za wolnym, mówiąc wyrażasz uczucia, starasz się zaciekawić słuchaczy”. Warto poświęcić czas na rozmowę o kryteriach, spróbować zachęcić dzieci, by same je wypracowały. Nie jest to marnowanie lekcji, przeciwnie – to najwłaściwszy fundament do tego, by dziecko mogło w przyszłości wypracować samodzielność w uczeniu się, a więc będzie to wychowywanie ucznia wewnątrzsterownego i świadomego.
Kiedy więc dziecko przynosi czy przedstawia swoją pracę, nauczyciel, zamiast postawić stopień czy wypowiedzieć swoje zdanie, odstępuje tę rolę uczniowi. Pomaga, rzecz jasna, przypomina jakie były kryteria, ale nie zastępuje, nie podpowiada, nie koryguje. Na ewentualne uwagi korygujące przyjdzie czas, gdy dziecko skończy. Często w ogóle nie ma takiej potrzeby, bo samoocena okazała się wyczerpująca i adekwatna. Jeśli jednak dziecko przeoczyło jakieś dobre czy złe strony swojego dzieła, należy je wskazać – cały czas odnosząc się do konkretów, czyli kryteriów, zaczynając oczywiście od pozytywów.
Jeśli nauczyciel wczesnej edukacji będzie w tym postępowaniu konsekwentny, to przekaże swoim kolegom, nauczycielom poszczególnych przedmiotów, dziesięciolatki dobrze przygotowanie do samodzielnej analizy wykonanego zadania – po uprzednim ustaleniu jego kryteriów. Jeśli i ci pedagodzy będą przygotowani do wdrożenia takiego procesu oceniania, uczniowie będą dalej wzrastać jako osoby świadome swoich mocnych stron, umiejące dostrzec deficyty wykonania i zastosować autopoprawki – co zwiększy szanse, że do ostatecznej oceny zostanie przedstawiona praca pozbawiona najbardziej widocznych błędów. Zwiększona szansa sukcesu przełoży się na wzrost ufności we własne siły, opartej na świadomości autentycznych osiągnięć.
Zalety tego rozwiązania dotyczą więc nie tylko samego procesu szkolnego, ale mają o wiele szerszy zasięg. Poza samodzielnością w procesie uczenia się wspieramy dzieci w kształtowaniu zdrowego poczucia własnej wartości. Samoocena jest oparta o realia: nie zawyżona wskutek lęku czy wyparcia ani nie zaniżona wskutek niemożności postrzegania swoich zalet czy umiejętności. Dorosła osoba jest zdolna do samorealizacji, nie jest podatna na manipulacje osób trzecich, potrafi cieszyć się powodzeniami i stawić czoła porażkom. Oczywiście, jeśli poza środowiskiem szkolnym, w środowisku rodzinnym, zachodzą procesy podważające czy wprost niwelujące pozytywny wpływ szkolnego procesu samooceny, trzeba będzie interwencji pedagoga czy psychologa, podjęcia pracy z rodzicami czy całą rodziną.
Jak pokonać przeszłość?
Większość czytających ten tekst uczęszczała zapewne do szkół, w których nauczyciele (często, podkreślam, w dobrych intencjach) kultywowali tradycyjne podejście, polegające na wytykaniu błędów, wspominaniu o pozytywnych stronach pracy z lekceważeniem i na stosowaniu jednostronnego oceniania przez nauczyciela. W ten sposób większość czytelników od dziecka otrzymywała dwa fundamentalne przekazy. Pierwszy brzmi tak: błędy są ważniejsze od zalet, nawet niewielkie uchybienia potrafią podważyć wartość całości. W ostatecznym rozrachunku łatwo więc wyrobić w sobie nawyk niedoszacowania wartości swoich dokonań, ponieważ nieczęsto zdarza się wykonać coś absolutnie bezbłędnie. Drugi przekaz mówi, że ocena należy zawsze do osób trzecich, że po zakończeniu pracy jesteśmy zdani na ocenę zewnętrzną – być może obiektywną, ale być może obciążoną czynnikami subiektywnymi, leżącymi poza obszarem danego dokonania.
Jeśli chcemy nauczyć się doceniać swoje osiągnięcia, musimy odrzucić negatywne przekonania, które wpajano nam w przeszłości, np. opinie, iż jesteśmy do niczego, które słyszało się od rodziców lub nauczycieli. Jak często jest tak, że jeśli osiągniemy sukces, to okazuje się za mały („Czwórka z plusem? To na piątkę cię nie stać?”). Należy odrzucić te prawdy, którymi karmiono nas w dzieciństwie. Doceniajmy zaś każde, nawet najdrobniejsze zwycięstwo. To od nas zależy, jak będziemy się oceniali. Inni mogą myśleć, co chcą, to nie ma wpływu na to, jacy jesteśmy. Jeśli będziemy uzależniać swoje samopoczucie od opinii innych, nigdy nie będziemy szczęśliwi. Dlatego też nie słuchajmy tych, którzy wypowiadają takie same negatywne opinie, jakie słyszeliśmy w dzieciństwie, by sobie nie zaszkodzić.
Trudno jest odrzucić negatywne przekonania, kiedy tyle osób – i to obdarzonych wysokim autorytetem – z przekonaniem je powtarza. Słyszane nieraz w szkole „jesteś leniwy”, „z ciebie to głąb matematyczny” czy „do niczego się nie nadajesz” może zrujnować życie. Dlatego koniecznie trzeba poszukać wsparcia, by odnaleźć wiarę w siebie. Wesprzeć może w takiej sytuacji osoba bliska albo znajomy, z którym dzielimy wspólną pasję. Koniecznie warto znaleźć kogoś takiego. Dzięki wsparciu drugiego człowieka na pewno uda się osiągnąć cel – nauczyć się doceniać siebie.
Co może zrobić osoba dorosła, która podejrzewa (lub wręcz stwierdziła, np. w wyniku testów samooceny), że nie umie adekwatnie doceniać własnych osiągnięć? Poza kontaktem z profesjonalistą (psychoterapeutą czy coachem) można zastosować kilka prostych sposobów.
Sposoby, by nauczyć się doceniać siebie
1. Nagroda za życiowe osiągnięcia
Podczas ceremonii wręczania Oskarów przyznaje się często nagrodę za osiągnięcia życia. To nagroda o fundamentalnym znaczeniu, ceniona bardziej niż inne wyróżnienia w danym roku. Każdy zasługuje na taką nagrodę, chociaż nie wszyscy pomaszerujemy po czerwonym dywanie. Można jednak sporządzić listę osiągnięć, które są warte spisania na tej szczególnej laurce. Oczywiście osoba, która nie umie doceniać swoich osiągnięć, rozpocznie od wielkiego znaku zapytania. To dobry moment, by zwrócić się do kilku bliskich osób, z rodziny czy z kręgu przyjaciół. Lista może okazać się całkiem długa!
Tworząc taką listę, warto sięgnąć pamięcią wstecz – nie lekceważyć sukcesów z czasów szkolnych, choćby w kontekście dorosłego życia wydawały się nieważne. Piłka, która trafiła do kosza w decydującej chwili decydującego meczu – czemu nie? Czy wtedy koledzy nie wiwatowali, nie klepali po plecach? Rysunek, który powędrował na wystawę dzielnicowego domu kultury, choć może nie będzie wisiał na ścianie Muzeum Narodowego, to jednak został uznany za warty obejrzenia przez szerszy krąg ludzi. Wypracowanie, które polonistka kazała odczytać na głos, miało w sobie widocznie coś godnego wyróżnienia.
Dla odważniejszych jest propozycja, by założyli blog, na którym będą opisywać swoje pomyślne doświadczenia. To nie będą puste przechwałki ani megalomania: być może te relacje zainspirują kogoś innego, kto bardzo takiego impulsu potrzebuje? Warto przekazać innym, jak się rozwiązało napotkane problemy.
2. Nie odtrącaj pochwał
W procesie dorastania zbyt wiele pochwał potrafi szkodzić, szczególnie jeśli są na wyrost lub za samo bycie ukochanym dzieckiem. Ogólnie jednak lepiej chwalić więcej niż mniej – również dlatego, że powinniśmy umieć odbierać pochwały. Jako osoby dorosłe zostaliśmy nauczeni fałszywej skromności (często przecież reagujemy na swój sukces słowami „to nie było nic wielkiego”). Nawet jeśli tak tylko się mówi, trzeba pamiętać, że kłamstwo często powtarzane staje się prawdą i po kilku latach takich frazesów łatwo uwierzyć, że faktycznie nie zrobiło się nic specjalnego, chociaż inne osoby mogą postrzegać to zupełnie inaczej. Tak więc, gdy ktoś nas pochwali, zadbajmy o to, by nie tylko podziękować i powstrzymać się od lekceważących samego siebie (lub własne dokonanie) komentarzy. Dodatkowo można tę okazję zapisać, tworząc rejestr osiągnięć na chwile szczególnego zwątpienia we własne możliwości. Warto zanotować dokładnie te sformułowania, których użyła osoba chwaląca. Mogą one nauczyć nas wiele nowego o sobie.
3. Doceniaj innych
Tak to już bywa, że zazdrość o cudze osiągnięcia wskazuje na niedobory wiary we własne siły i umiejętności doceniania samego siebie. Pracując nad poprawą swojego wizerunku, warto zwrócić uwagę, jak reagujemy na informacje o cudzych osiągnięciach. Oczywiście zazdrość potrafi być bodźcem – pod warunkiem, że jest „zdrowa”, oparta na świadomości własnych zasobów, a nie podszyta przekonaniem, że samemu jest się gorszym.
Docenianie innych, o ile jest szczere, ma tę zaletę, że często powoduje reakcje zwrotne – kiedy gratulujemy koledze udanej prezentacji, zdarza się usłyszeć w odpowiedzi: „Twoja z zeszłego tygodnia też była świetna!”.
4. Pomaganie może nas wzmocnić!
Kiedy pomagamy innym, nie zawsze postrzegamy to jako osiągnięcie. „Przecież nic nie zrobiłam, ktoś inny odniósł sukces”. A jeśli udzielone wsparcie było niezbędne do osiągnięcia tego sukcesu, to czy nie jest on częściowo nasz? Nie chodzi o przywłaszczanie sobie cudzych osiągnięć, ale o postawę często spotykaną u nauczycieli, którzy dochowali się olimpijczyków, a nawet zwycięzców międzynarodowych konkursów (prof. Jasiński, nauczyciel fortepianu Krystiana Zimmermana, długo nie dawał się przekonać, że to również jego zasługa). Nie tylko zresztą wygrane konkursy warto zapisać w rejestrach nauczycielskich osiągnięć, ale i te mniejsze sukcesy – uczciwie zapracowane promocje do kolejnej klasy, mniejsza absencja wagarowicza czy systematyczne przygotowanie do lekcji dotychczasowego lekkoducha. Owszem, cokolwiek uczeń osiągnął, jest jego i zostanie jego – ale jeśli nauczyciel był dla niego wtedy wsparciem, trzeba umieć się z tego cieszyć.
Jak mawiał amerykański pisarz motywacyjny Zig Ziglar (autor m.in. poradnika Żyj lepiej niż dobrze): „Możesz mieć w życiu wszystko, cokolwiek zechcesz, jeśli tylko pomagasz innym zdobyć to, czego pragną”. Pomaganie ma wielką moc i powinno być na czołowym miejscu listy życiowych osiągnięć!
Dla osoby z zaniżoną samooceną bardzo trudnym zadaniem jest wypisanie listy własnych zalet. Od tego trzeba jednak rozpocząć pracę nad zmianą postawy. Weźmy arkusz papieru i zacznijmy tworzyć tę listę. Jak najczęściej do niej wracajmy i uzupełniajmy ją o kolejne pozycje. Słuchajmy też uważnie innych – nieraz mówią o nas miłe rzeczy i wcale nie robią tego ironicznie. Mogą bowiem zauważyć nasze pozytywne strony, na które sami nie zwracamy uwagi albo zbagatelizujemy je. Poproś o pomoc przyjaciela lub kogoś z rodziny; ważne, by była to osoba dyskretna i zasługująca na zaufanie. Na pewno coś dopisze do twojej listy. Teraz, kiedy zestawienie zalet jest już gotowe, przeczytaj je uważnie i odpowiedz na pytanie: „Dlaczego jeszcze do tej pory nie zaprzyjaźniłam/zaprzyjaźniłem się z tak wspaniałą osobą?”.