Bezpłatna aplikacja na komputer – MM News... i jestem na bieżąco! Sprawdzam

Skutki zmiany stylu życia dzieci i młodzieży Część I Opracowała: Zofia Grudzińska, psycholog, nauczycielka języka angielskiego, współzałożycielka i koordynatorka ruchu społecznego Obywatele dla Edukacji Powoli przyzwyczailiśmy się do obecności koronawirusa. Jeśli wśród najbliższych nie stwierdzono zakażenia COVID-19 czy też nikt z kręgu przyjaciół nie jest hospitalizowany, to można budzić się rano jak w „normalnym świecie”. Czy tak jest rzeczywiście? „Wiem, że jest ta epidemia, bo mama nie spieszy się z szykowaniem śniadania, żeby zdążyć do przedszkola” – zwierza się pięcioletni Antek. Niby dobrze, bo niektórzy rodzice pracują jeszcze zdalnie, więc wolno mu dłużej pospać. Ale chciałby wyjść pobawić się z kolegami, a ładna pogoda przyzywa na podwórko. Jak spędza dzień Antek, jak spędzają go inne dzieci, a jak nastolatki? To zrozumiałe, że dużo się zmieniło. Dużo jednak nie oznacza, że wszystko. Jak więc opisać życie dzieci i młodzieży w czasach zarazy? Warto się też zastanowić, jaki wpływ mogą mieć te zmiany – czy wyłącznie negatywny? Czy istnieją jakieś plusy tej nowej codzienności? Oswoić wirusa Młodzi ludzie w początkowym okresie epidemii żyli na huśtawce emocji, niemal nikogo nie oszczędził lęk. Do wszystkiego jednak można się przyzwyczaić, jak wiadomo z historii. Dzisiaj też: niektórym jest ciężej, słyszy się o przypadkach skrajnych (ciężka depresja, ostre napady lękowe), ale większość się przyzwyczaja. I zaczyna nawet chwilami zapominać, bo trudno żyć w nieprzerwanej świadomości zagrożenia. Oswajamy, każdy na swój sposób, obecność patogenu wokół nas. Z większym lub mniejszym żalem wyrzekamy się niektórych nawyków. Jednocześnie wytwarzamy sobie nowe sposoby, żeby każdy kolejny dzień spędzić, żyjąc, a nie czekając na powrót do stanu przed epidemią. Dzieci i nastolatki są szczególnie zdolne w sztuce adaptacji, co nie znaczy, że nie płaczą, nie buntują się czy nie wściekają. Żyją, chociaż ciut inaczej. Na życie młodszych dzieci duży wpływ ma styl życia ich rodziców. Dawniej wielu rodzinom dzień upływał podobnie: przedszkole, zabawa w domu albo na podwórku, czasem spacer, czasem towarzyszenie rodzicom w zakupach. Teraz nieco się to zmieniło. Nie wszystkie dzieci rozumieją w pełni, co się stało: niektórzy rodzice byli zdania, że należy pociechy oszczędzać i filtrować wieści napływające z zewnątrz. Nagle więc w niektórych rodzinach zaczęto cenzurować dostęp do audycji informacyjnych. Lepiej czy gorzej? Psycholodzy dziecięcy podkreślają znaczenie informowania dzieci o tym, co się dzieje, ale w sposób, który oszczędza ich emocje. Skutki uboczne Nie ma też jednej odpowiedzi na pytanie o ewentualne skutki uboczne. Wiele bowiem zależy od sumy zasobów każdej rodziny. Jeśli przed epidemią mieli wypracowane wystarczająco dobre linie komunikacji, to mają dużą szansę, że nadal będą się skutecznie porozumiewać. Najbardziej zagrożone są dzieci z rodzin dysfunkcyjnych, co nie jest zaskoczeniem i co powinno stać się przedmiotem troskliwego monitoringu prowadzonego przez odpowiednie agencje samorządowe (przede wszystkim Centra Pomocy Rodzinie). Są też rodziny, które na co dzień żyły niby normalnie, ale ze szwankującą komunikacją, z niskiej jakości relacjami. Te są narażone na pęknięcia, a że najsłabszym ogniwem przeważnie są dzieci, to one mogą najbardziej ucierpieć. Przy czym owe negatywne skutki nie muszą być drastyczne. Ot, rodzice, którzy zaabsorbowani nowymi trudnościami zupełnie tracą z oczu dzieci, nie dostrzegają, co się z nimi dzieje, nie troszczą się o wspólne spędzanie czasu. W takiej sytuacji może ucierpieć dobrostan psychiczny dziecka. Takie przypadki mogą wyłapać czujni nauczyciele, którzy spostrzegą, że uczeń przestaje uczestniczyć w zajęciach, zmienia się jego nastrój i normalny poziom aktywności (oczywiście ważne są rzeczywiste zmiany, bo jeśli dziecko nigdy nie tryskało energią, to jej niski poziom nie powinien budzić niepokoju). Nastolatki też zostały udomowione. One przeważnie doskonale się orientują w przebiegu wydarzeń, chociaż nie można zakładać, że oznacza to zrozumienie. Młodość ma swoje prawa – to się nie zmienia tylko dlatego, że mamy sytuację epidemii. Nastolatki w większym stopniu same decydują o tym, jak wygląda ich codzienne funkcjonowanie. Z drugiej strony ograniczenia w życiu społecznym uderzyły w nich o wiele silniej niż w młodsze dzieci, które wciąż jeszcze bardziej sobie cenią towarzystwo najbliższej rodziny niż rówieśników. W tej sytuacji uważny nauczyciel mógł spostrzec, że z młodym człowiekiem coś się dzieje. Trudniej natomiast zadecydować, jakie należy podjąć kroki: w zależności od jakości relacji z nastolatkiem może spróbować porozmawiać z nim samym lub przekazać swoje spostrzeżenia pedagogowi. Leniwi, twórczy i energiczni Dobrze znanym skutkiem ubocznym nowego stylu życia jest brak wystarczającej aktywności fizycznej i niewłaściwe odżywianie. Ponieważ nasz organizm funkcjonuje na zasadzie naczyń połączonych, spadek formy fizycznej wpłynie negatywnie na samopoczucie psychiczne i – co gorsza – na odporność. Do zmian łatwiej było przystosować się miłośnikom zajęć domowych: molom książkowym, fanatykom gier komputerowych, miłośnikom seriali. Fani kultury, wysokiej czy tej nieco niższej, zaczęli przekopywać zasoby internetu, odkrywać wirtualne muzea, zapisy koncertów, archiwa spektakli teatralnych i operowych. Jednak niektórych trzeba było jakoś rozruszać, chociaż to zadanie trudne, bo nastolatki będą wybrzydzać i marudzić, że się wsadza nos w ich i tak już „zrujnowane” życie. Mniej drastyczne zmiany zaszły w życiu np. maluchów, które z zadowoleniem spędzają całe godziny w domu: czy to na rysowaniu, czy na radosnej dziecięcej twórczości. Mała Ania z rozkoszą otworzyła rodzinne szafy i kufry, nareszcie mogąc poświęcić się niemal w pełni kreowaniu przedstawień teatralnych, w których aktorami są własnoręcznie skonstruowane kukiełki. Na forach społecznościowych rodzice dzielili się pomysłami naprawdę oryginalnych wspólnych zabaw – wypada mieć nadzieję, że dla niektórych rodzin okres, w którym więcej czasu spędzają z dziećmi, przyniósł nieprzewidziane korzyści. Również nastolatki zaobserwowały paradoksalne reakcje swoich bliskich, np. maniacy gier komputerowych już nie słyszą „przestań ślęczyć przed tym ekranem”. Jak twierdzi Wojtek: „Mama nawet spytała, czy nauczę grać mojego młodszego brata, bo strasznie jęczy, że nie ma co robić. Jeśli tylko nie zarywam nocy, bo jednak trzeba było trochę pochodzić do tej zdalnej szkoły, to miałem spokój. Nie wiem, jak to będzie, kiedy już sytuacja wróci do normy, może się przekonają, że gry wcale nie są takie złe. Więc aż głupio powiedzieć, ale ja miałem powody do zadowolenia”. Gorzej miały wiercipięty i sportowcy. Dzieciom, które do tej pory spędzały szczęśliwe godziny w piaskownicy i w ośrodkach sportowych, trudno było pogodzić się z zamknięciem. Marta, matka ruchliwego Filipa, zauważa: „Pół biedy z zabawą na placyku. Pora była taka, że i tak niewiele wychodził. Jakoś więc zniósł ten mankament. Ale skończyły się zajęcia fechtunku, pływanie, to wtedy była dla niego tragedia”. Lekarze ostrzegają, że sprzęty do zabaw na placach nie były dezynfekowane, a wirus utrzymuje się na powierzchniach przez kilka czy kilkanaście godzin, jak wynika z niektórych badań. Poza tym raczej trudno opiekunowi zapobiec bliskim kontaktom z innymi dziećmi, które mogą być nosicielami wirusa. Samo dziecko może przejść infekcję bezobjawowo, ale zarazić innych członków rodziny. Mimo wszystko trochę ruchu… Eksperci zalecają, by utrzymać tyle ruchu, ile się da. Wiadomo przecież, że siedzący tryb życia dodatkowo ma negatywny wpływ na zdrowie i samopoczucie. Psycholodzy przypominają zaś, że wysiłek fizyczny uwalnia endorfiny, zwane „hormonami szczęścia”, sprzyjając poprawianiu nastroju. Światowa Organizacja Zdrowia zaleca każdemu, niezależnie od wieku, od dwóch do trzech godzin umiarkowanej aktywności fizycznej tygodniowo. „Odpowiedzialni rodzice” głowią się więc nad przemyślnymi sztuczkami, by pociechę zachęcić do aktywności. Tradycyjnie najlepiej robić coś razem. Rodzina Pawła i Magdy, pasjonatów rowerowych (jeżdżą nawet zimą), powróciła do normalności, szczególnie że pedałując po podmiejskim lesie, mogą oddychać pełną piersią bez maseczek. Marzec i kwiecień wspominają jednak z niechęcią: „Krzysiek strasznie źle to znosił. On jest ogólnie ruchliwy, czytać książek nie lubi, o szkole nie wspominając. Myśmy go przekupywali wycieczką rowerową, żeby lekcje odrabiał! W dodatku ma kłopoty z równowagą emocjonalną. Stawaliśmy na głowie, żeby coś wymyślić, ale mało co wychodziło. Aż Julek (starszy brat) znalazł w internecie filmy z instrukcjami, jak ćwiczyć karate. Zaczęliśmy wszyscy trenować. No i chyba będziemy kontynuować. Krzysiek na pewno, bardzo się do tego zapalił”. Nauczyciele wspierają w aktywności Niekiedy pomagali kreatywni nauczyciele i pedagodzy. Młodzież dostawała zadania i „wyzwania”, organizowano zajęcia online, w trakcie których dzieci wykonywały ćwiczenia gimnastyczne i uczyły się tańczyć. Rodzice dostawali pakiety zaleceń, jak np. arkusz z instrukcjami, który Barbarze przesłał nauczyciel jej dziewięcioletniej córki: Szanowni Państwo! Brak szkolnych zajęć nie oznacza przymusu bezruchu dla Waszego dziecka. Proponuję wprowadzić proste zasady życia domowego: 1. Kiedy tylko możesz, wstań i zrób kilka ruchów. Lekcje będą trwały pół godziny, z półgodzinną przerwą. W tym czasie uczniowie powinni wykonać zestaw trzech ćwiczeń z podanych poniżej (tu lista, a na niej m.in.: pajacyk, trucht w miejscu, przysiady…). 2. Codziennie proponuję spacer, w dwóch porcjach piętnastominutowych. Można wyznaczyć w mieszkaniu „stacje” przypominające miejsca, które mijałoby się w trakcie rzeczywistego spaceru. Uwaga! Jeśli spacerujecie z kijkami, pamiętajcie o zabezpieczeniu końcówek gumowymi nasadkami. Inaczej przedstawia się rzeczywistość oglądana oczami dorosłych, inaczej oczami dziecka. Dwunastolenia Małgosia tak wspomina minione tygodnie: „Najgorsze było zamknięcie w czterech ścianach. Wtedy, gdy nie mogliśmy wychodzić bez opieki dorosłych, to w ogóle niektórzy siedzieli w domu przez cały tydzień. Bo jak mama szła po zakupy i mogłabym z nią iść, to ja właśnie miałam szkołę. Moja koleżanka Ewa musiała oddać do babci Groszka, swojego jamnika, żeby mógł wychodzić na siusianie, bo jej rodzice pracowali”. Ale kiedy nawet nie ma zakazu wychodzenia bez towarzystwa osoby dorosłej, warunki nie sprzyjają utrzymaniu zdrowego trybu życia. Przede wszystkim szkoła była online, co oznaczało dużo siedzenia, często w pozycji przygarbionej. Oczy były wpatrzone w jeden punkt. W „realnej” szkole nauczyciel przeważnie porusza się po klasie, więc uczniowie – nawet, jeśli mają słuchać – wodzą za nim wzrokiem, za czym idzie ruch całego ciała. A po czterdziestu pięciu minutach jest przerwa, na której można odreagować, jeśli nie bieganiem czy podskakiwaniem, to spacerem. Mało który uczeń spędza przerwy, siedząc… W warunkach nauki domowej – nawet, jeśli te przerwy były wydłużone – i tak kilka minut przerwy zajmuje wylogowanie się z jednej lekcji i zalogowanie na drugą. Potem dziecko siedzi w domu samo – i może być mu jakoś „głupio” robić w ten sposób gimnastykę, chyba że przypilnują rodzice… Edyta bardzo przeżywała decyzję o usadzeniu młodych w „karcerze”, jak to określała: „Dorośli też są czasem nieodpowiedzialni. Ale nikt im nie zakazywał wychodzenia. My byśmy jednak wolały, żeby nam pozwolili iść na spacer razem z koleżankami, pod warunkiem, że będziemy zachowywać odstępy. A w razie czego dorośli mogli nam wtedy na ulicy zwracać uwagę. Byle kulturalnie to robili…”. Po godzinach Tradycyjnie większość uczniów musiała odrabiać zadania „domowe”. W zwykłych warunkach mieliby jednak nieco czasu na ruch na świeżym powietrzu. Znaleźli się nauczyciele, którzy to pojęli i zaproponowali zadania wymagające zmiany pozycji! Przykładowo w ramach nauki fizyki czy biologii zalecali przeprowadzanie obserwacji. Można było „zadać” przeprowadzenie eksperymentu i udokumentowanie go filmikiem z przebiegu doświadczenia. Język polski nie musiał oznaczać wyłącznie ślęczenia nad książkami, można było poprosić o odgrywanie scenek z lektur… nawet wspólnie, z całą rodziną. Gramatyka w ruchu – też była możliwa! Chociażby „skakanie po częściach mowy” (rzeczownik dwoma nogami, czasownik jedną itp.). Niektórzy uczniowie organizowali wspólne ćwiczenia gimnastyczne, idąc za poradą swojego nauczyciela. Codziennie kto inny opracowywał zestaw ćwiczeń wspomagających plecy, rozciągający kręgosłup itp. Nie zapominali też o ćwiczeniach oczu i twarzy. Niektórzy pamiętali o dobroczynnym wpływie tańca na nastrój, tym bardziej, że tańczenie do ulubionych przebojów jest dla nastolatków bardziej strawną czynnością niż gimnastyka. Piętnastoletnia Ania przed zawieszeniem zajęć uprawiała taniec. Oczywiście, nie przestała ćwiczyć, chociaż w domu było dużo trudniej. Ale dziewczęta znalazły sposób: „Robiłyśmy czasem tak, że na zoomie puszczałyśmy muzykę i każda tańczyła. Niby byłyśmy oddzielnie, ale jakieś takie miałam poczucie, że tańczyłam blisko nich”. Mimo wszystko zdrowa dieta! Złe odżywianie to kolejny powszechnie znany skutek uboczny izolacji. Z jednej strony żyliśmy w zamknięciu, a więc nastąpiło ograniczenie bodźców, czyli nuda. Sięganie do lodówki mogło stać się rozrywką. Z drugiej strony – napięcie, które można było rozładować jedzeniem. A potem: waga jęczy, sumienie gryzie, odzywa się poczucie winy, wzrasta napięcie i ponownie lodówka oferuje łatwy ratunek. Specjaliści z obszaru nauk o higienie życia są jednomyślni: to, co i jak jemy, ma decydujący wpływ na jakość naszego funkcjonowania, na odporność i nastrój. Jeśli skutkiem ubocznym zmienionej rzeczywistości miałby być wzrost przypadków otyłości wśród dzieci i młodzieży, to ponosilibyśmy negatywne społeczne konsekwencje na długo po wygraniu walki z samym wirusem. Oby taki los nie spotkał Alicji: „U mnie zawsze były słodycze, w czasie epidemii była masakra, bo sięgałam po czekoladę, jak byłam przygnębiona. Mama stara się nie kupować, ale tata przynosił. Przytyłam, to sprawia, że czuję się jeszcze gorzej. Rozmawiałam o tym z naszą panią pedagog, bo kiedyś miałam depresję, a teraz czuję, że wracają tamte stare stany, poczucie winy też, ile razy sięgam po czekoladki”. Jak się zdrowo odżywiać, powinni wiedzieć wszyscy rodzice. Jeśli jednak dziecku czy nastolatkowi narzuci się nagle drakońskie ograniczenia, można się założyć z dużą pewnością wygranej, że pociecha znajdzie jakieś ścieżki nielegalnych dostaw śmieciowego jedzenia, gazowanych napojów czy słodyczy. Trzeba więc ograniczać mądrze, rozmawiać, a przede wszystkim dawać dobry przykład. Warto pamiętać, że picie wody nie tylko ogranicza łaknienie – nawodniony organizm będzie zdrowszy i silniejszy. Rodzice są też odpowiedzialni za utrzymanie rozkładu posiłków, aby dziecko jadło co trzy lub najwyżej cztery godziny, aby rano na stole stanęło śniadanie, aby „zabrać do szkoły” coś niewielkiego, ale pożywnego. W domach, w których dzieci jadły obiad w stołówce, w czasie epidemii pojawiła się pokusa łatwych rozwiązań. Gdy „normalny” rytm życia załamał się, częściej kupowaliśmy gotowce. Najlepsze rozwiązanie to oczywiście wspólne gotowanie. Wiadomo, że nie wszyscy je lubią. Ale tyle rzeczy się zmieniło, tylu wyzwaniom stawia czoła „rodzina w czasach pandemii”, że może udało się spróbować tej opcji. Tak stało się w domu Uli: „Mama nigdy nie lubiła gotować, ale zaczęła pracować z domu i ja miałam też szkołę w domu – gotowałyśmy więc wspólnie. Szukałyśmy ciekawych przepisów w internecie, np. jednego dnia obiad taki, żeby wszystko było na jedną literę…, a drugiego w jednej gamie barw”. Tymczasem Ola jest szczęśliwa, bo lubi pizzę i pierogi: „Z powodu epidemii nie przychodziła babcia, która gotowała. Rodzice zamawiali głównie z baru, żeby w ten sposób wspomóc ich właścicieli”. Nauczycielka w pewnej łódzkiej szkole podstawowej poświęciła kilka lekcji tematowi zdrowego odżywania. Uczniowie wynajdywali przepisy swoich ulubionych potraw i analizowali ich wartość odżywczą. Gdy okazała się nieszczególna, próbowali wprowadzać pożyteczne zmiany.   Higiena osobista Niemal wszyscy doświadczyliśmy skutków, jakie wywiera przedłużający się stan epidemii. W sferze emocjonalnej mogą dominować uczucia bezsilności i frustracji – te natomiast często prowadzą do rezygnacji. Człowieka ogarnia rozleniwienie, które z kolei może prowadzić do zaniedbania higieny osobistej. Dzieci, których częstość mycia była kontrolowana przez rodziców, zapewne tego nie doświadczyły – chyba że również dorośli popadli w marazm i przestali sprawować kontrolę nad tym, co się dzieje wokół nich. Takich przypadków nie powinno być wiele. Natomiast wśród młodzieży zaniedbania higieny osobistej mogły być częstsze. Rodzice nie sprawowali nad nimi ścisłej kontroli w tym zakresie. Nawet jeśli zauważyli niepożądane zmiany, słynna autonomia nastolatka mogła sprawić, że niezwykle trudne okazało się wyegzekwowanie poprawy. Nie działał bowiem ten mechanizm, który w normalnych warunkach najlepiej się sprawdza: towarzystwo rówieśników. Dla młodego człowieka – szczególnie dla dziewczyny – świadomość, że idzie do szkoły, gdzie jest oglądana i oceniania przez kolegów, stanowi silny impuls dla zabiegów higienicznych i kosmetycznych. To dlatego dla psychologów i pedagogów zaniedbanie wyglądu zawsze jest użytecznym sygnałem, że w psychice nastolatki czy nastolatka dzieje się coś złego. W czasie zdalnej edukacji wystarczyło zaczesać włosy i narzucić jakiś ciuszek, by zamaskować wielodniową abstynencję od mydła i szczoteczki do zębów. Lekarka ginekolog z dużego miasta mówiła, że w kwietniu konsultowała „kilka przypadków dziewcząt ze stanem zapalnym pochwy”. „Nie do wiary – kiedyś, na samym początku mojej praktyki, zdarzały się takie przypadki, ale od wielu lat są to sporadyczne incydenty. A w tym miesiącu miałam już dwa i za każdym razem to były młode dziewczyny…”. Co mogli zrobić rodzice, szczególnie w obliczu oporu dziecka, które broni swojej intymności? Pomaga wspomniana wcześniej czujność – można zapobiec niepożądanym zachowaniom, gdy pojawią się pierwsze sygnały, np. przetłuszczone włosy czy nieświeży zapach niemytego ciała. Wygłaszanie wykładu czy pouczanie może okazać się nieskuteczne i wzmagać opór. Lepiej nie próbować interwencji poprzez wzbudzanie poczucia wstydu, który się dołoży do wszystkich innych negatywnych emocji i paradoksalnie pogłębi problem. Tym bardziej, że te emocje w czasie społecznej izolacji trudniej rozładować. W drugiej części przedstawione zostaną przykłady, jak w trakcie epidemii zmieniły się relacje młodych ludzi i jaki wpływ na to miało „zanurzenie” w internecie.