Bezpłatna aplikacja na komputer – MM News... i jestem na bieżąco! Sprawdzam

Proxima (2020) – najbliższa sercu Opracował: Łukasz Rogalski, absolwent filmoznawstwa oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej Czytając opis fabuły nowego filmu Alice Winocour, można mieć bardzo mocne poczucie dysonansu, gdy już znajdziemy się na kinowym fotelu. Oto opowieść o astronautce, która przygotowuje się do lotu na Marsa, co jest o tyle trudne, że w domu czeka na nią jej kilkuletnia córka. W głowie od razu pojawia nam się skojarzenie z wieloma wcześniejszymi produkcjami o kosmosie z ostatnich lat – wystarczy wspomnieć Interstellar, nakręcony przez Christophera Nolana w 2014 r. Tam również relacja z córką konkurowała z niezbadaną przestrzenią kosmiczną. Motyw międzyplanetarnej rozłąki był też podejmowany w zeszłorocznym Ad Astra Jamesa Grey’a. Proxima wyróżnia się względem wspomnianych tytułów, jak i podobnych do nich galaktycznych wypraw tym, że główna bohaterka w ogóle nie opuszcza Ziemi. Jak więc wypada film o kosmicznych badaczach bez przedmiotu badawczego w swoim centrum? Sarah Loreau (Eva Green) jest jedyną kobietą uczestniczącą w wyczerpującym szkoleniu Europejskiej Agencji Kosmicznej. Na ostatnim etapie kompletowania zespołu do pierwszej załogowej misji na Marsie udaje jej się dołączyć do dwóch pozostałych astronautów. Cała trójka zostaje wysłana do rosyjskiego miasteczka gwiazd, które jest specjalnym miejscem szkoleniowym dla wybrańców. Podczas wyniszczających ćwiczeń w warunkach skrajnych przeciążeń, Sarah jednak cierpi najbardziej z innego powodu. Jej córka Stella (Zélie Boulant), którą zajmowała się dotąd sama, ze względu na separację ze swoim mężem Thomasem (Lars Eidinger), znajduje się teraz niewyobrażalnie daleko. Choć ta nie opuściła jeszcze Ziemi, to emocjonalny dystans, jakiego nabiera wobec swojego dziecka, wydaje się odległością, której pokonanie może być trudniejsze nawet od lotu na Marsa. To właśnie przerzucenie ciężaru dramaturgii na konsekwencje rozłąki stanowi u Winocour rdzeń całej opowieści. Choć podróż kosmiczna pozostaje w tle całej akcji filmu, to nie trudno spostrzec, że jest ona użyta tylko w celu zintensyfikowania uczucia oddalania się od ukochanej córki. Skafander, rakietę kosmiczną i skomplikowane procedury przygotowawcze, mogłyby być z powodzeniem zastąpione przez garnitur, neseser i służbowe wyjazdy. To w gruncie rzeczy opowieść o trudach godzenia zawodowych ambicji z wychowywaniem dziecka. Nie jest więc przypadkiem, że w roli głównej obsadzono kobietę. W końcu to płeć żeńska nadal jawi się w społecznej świadomości jako ta zobligowana do zajmowania się dzieckiem i domem. Ojciec Stelli również pracuje w kosmo-biznesie, jednak dopiero w obliczu lotu jego żony przejmuje obowiązki wychowawcze. Ten relacyjny trójkąt jest ostatecznie zgodny z publicznym dyskursem i kwitowany słowami małej dziewczynki o tym, że „z tatą to nie to samo”. Niezastąpione z kolei pozostaje wrażliwe spojrzenie na otaczający nas świat. W obliczu widma spędzenie roku poza doświadczaniem ziemskiego bogactwa, wyniesieni do rangi celebrytów, ochotnicy lotu w kosmos próbują oswoić się z czekającą ich klaustrofobiczną ciemnością. Nagrywane dźwięki lasu, melancholijne spojrzenie na zakrapiany mżawką staw czy zwyczajna kąpiel w basenie sportretowane są tutaj z dużym wyczuciem znaczenia tych momentów. Pozbawione sztucznych kolorów kadry zszarzałej przyrody urastają do rangi rajskich krajobrazów, przy obcowaniu z którymi czujemy wdzięczność wobec możliwości współistnienia z otaczającą nas naturą. Uzupełniane przez odpowiednio wykadrowany kolaż detali w postaci biedronki na palcu lub słonecznych prześwitów może ocierać się o sentymentalną tandetę, jednak jego dawkowanie skutecznie równoważy wiążącą się z nim uczuciowość. Wspomniane plenery mogą o tyle zadziałać na nas w wyjątkowy sposób, że w filmie prawie nie uświadczymy scen w kosmosie. Powolne naprawy statku kosmicznego z Grawitacji zastąpione zostają tutaj względnie bezpiecznym treningiem pod wodą, a przepełnione czerwonym pyłem powietrze, znane chociażby z Marsjanina, ograniczone do imitujących go flar. Wszystko, co kosmiczne, jest wychodowane w hermetycznym środowisku ćwiczeń, umożliwiając nam intensywniejszą identyfikację z bohaterami. Razem z nimi boimy się niepoznanego i jesteśmy rozdarci myślą o rozłące z ukochana córką. Dzięki temu uziemieniu akcji filmu, reżyserka umożliwia nam skupienie się na emocjonalnej sferze bohaterów. To obdarcie kosmicznej przygody z jej podniecającego pierwiastka i skupienie się na realnym strachu przed utratą więzi emocjonalnych z najbliższymi powoduje, że Proxima dostarcza świeżości, której na próżno szukać w jej widowiskowych poprzednikach. Dodatkowo umożliwia nam to niemal dokumentalną obserwację całego, żmudnego procesu przygotowawczego dla kosmonautów, czego zazwyczaj pozbawione są produkcje nastawione na emocjonującą akcję. W obrazie francuskiej reżyserki da się dostrzec uznanie wobec kobiet, które odważyły się marzyć i dążyć do swoich celów. To symboliczny manifest skierowany do kobiet, aby nie bały się spełniać swoich pragnień. Nawet malutka Stella wydaje się na końcu ponad emocjonalną rozpaczą pozostałych członków rodzin żegnających kosmicznych odkrywców, bo choć rozłąka z matką jest dla niej z pewnością niemałą tragedią, to miłość, jaka łączy ją z jej rodzicielką, wynagradza jej odczuwaną tęsknotę i sprawia, że nawet lot w kosmos nie jest w stanie zniszczyć łączącej ich więzi.