Dostęp do serwisu wygasł w dniu . Kliknij "wznów dostęp", aby nadal korzystać z bogactwa treści, eksperckiej wiedzy, wzorów, dokumentów i aktualności oświatowych.
Witaj na Platformie MM.
Zaloguj się, aby korzystać z dostępu do zakupionych serwisów.
Możesz również swobodnie przeglądać zasoby Platformy bez logowania, ale tylko w ograniczonej wersji demonstracyjnej.
Chcesz sprawdzić zawartość niezbędników i czasopism? Zyskaj 14 dni pełnego dostępu całkowicie za darmo i bez zobowiązań.
Zombieland: Kulki w łeb (2019) – odgrzewany trup
Opracował: Łukasz Rogalski, absolwent filmoznawstwa oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej
Równą dekadę musieli czekać fani komediowego ujęcia apokalipsy zombie w wykonaniu Tallahassee (Woody Harrelson), Columbusa (Jesse Eisenberg), Wichity (Emma Stone) i Little Rock (Abigail Breslin). Zombieland (2009), bo o nim mowa, przedstawiał losy czworga przyjaciół, którzy musieli nauczyć się żyć według nowych zasad podyktowanych rzeczywistością opanowaną przez dobrze znanego z popkultury wirusa. Wiele lat później, wypełnionych kolejnymi filmami, rolami i nominacjami do nagród, twórcom udało się ponownie zebrać ekipę z pierwszej części i stworzyć wyczekiwany przez fanów sequel. W międzyczasie Emma Stone stała się gwiazdą światowego formatu (Oscar, Złoty Glob), Breslin – dojrzałą kobietą, Eisenberg znacząco rozwinął swoje aktorskie CV, a Harrelson kilkakrotnie udowodnił, że jest jednym z najlepszych na swoim podwórku. I choć w świecie przedstawionym również co nieco się pozmieniało, to idąc do kina, poczujemy się jakbyśmy nadal byli w 2009 r. Rodzi się jednak pytanie, czy to na pewno pożądane odczucie?
Cała czwórka stała się już praktycznie rodziną, mieszkają w Białym Domu i wiodą poukładane życie. Nic nie jest jednak wieczne, nawet jeśli martwi wstają z grobów. Gdy zagrożenie nie stanowi już głównego tematu każdego dnia, sielankę przerywają naturalne problemy każdego, dobrze zorganizowanego społeczeństwa. Nastoletnia Little Rock marzy o pierwszej miłości, Wichita odczuwa strach przed zaangażowaniem, podstarzały Tallahassee jest znudzony rolą głowy rodziny, a Columbus nie może poradzić sobie z poczuciem odrzucenia. Wynikający z tego ciąg zdarzeń doprowadza do rozbicia kampanii i zmusza bohaterów do opuszczenia bezpiecznego schronienia. Na przygodowym kompasie znajduje się jednak punkt wskazujący miejsce idealne, gdzie ludzie gromadzą się, aby prowadzić spokojne życie bez broni, amunicji i krwiożerczych zombie. W pogoni za emocjonalną pustką cała drużyna może jednak zyskać dużo więcej.
Zombie ewoluowały w różne podgatunki, stały się groźniejsze, wymagają odmiennych sposobów walki i zdarza się coraz częściej, że nie wystarczy jeden strzał w głowę, by ponownie je zabić. Nie robi to jednak na naszych bohaterach większego wrażenia, bo życie według ustalonych reguł nadal zapewnia im przetrwanie. Tak, łamiące czwartą ścianę zasady wymyślone przez Columbusa w pierwszej części nadal grają pierwsze skrzypce, a oprócz nich powracają inne, wykorzystane już wcześniej żarty. Trudno wyrokować, czy twórcy nie potrafili wymyślić czegoś oryginalnego, liczyli na to, że widzowie zapomnieli już, z czego śmiali się za pierwszym razem, czy myśleli, że powtórka potęguje efekt pierwowzoru – bez względu na ich intencje należy mieć świadomość, że wszystko związane z trendami, nawet popkulturowy humor, odzwierciedla aktualny obraz społeczeństwa, w związku z czym pozostaje w ciągłym rozwoju. Nowi widzowie mogą więc niekoniecznie śmiać się z tego, co śmieszyło nas dziesięć lat temu, a fani – czuć się rozczarowani brakiem konkretnych nowości. Jasne, dużo odważniej żartuje się tu z psychoaktywnych używek, instytucji sprawującej władzę w realnym świecie czy obecnych przyzwyczajeń znanych nam z codzienności, ale tym, co nazwalibyśmy paliwem całego przedstawienia, jest ponowne skupienie się na przerysowaniach i stereotypach, m.in. humorystyczny kontrast między „męskim” Tallahassee a „niemęskim” Columbusem (twórcy dosłownie wprowadzają na ekran, w żartobliwym kontekście, prawie identyczny duet) uzupełniony „głupiutką” Madison (Zoey Deutch) zestawioną z „inteligentną” Wichitą, wymyślnych sposobach na egzekucję przeciwników i odwołaniach do reliktów przeszłości, które w nowym świecie posiadają status swoistych relikwii.
Poza wymuszonymi żartami w kontynuacji Zombieland znajdziemy również dużo działającego humoru, a dokładniej tzw. fanserwisu – sytuacji i humoru trafiających głównie do prawdziwych popkulturowych wyjadaczy, ludzi, którzy filmy z Billem Murrayem potrafią wywołać z pamięci na zawołanie, dla których granie w tytuły na Nintendo to ciepłe wspomnienie z dzieciństwa, a na półkach kurzą się im płyty Boba Dylana. To dla tych intertekstualnych perełek warto obejrzeć drugą część tej komedii o dość wyeksploatowanym przez kino temacie. Cała reszta jest dość sztampowa, odtwórcza i mało angażująca – smuci fakt niewielkiego potencjału pojawiających się wątków o charakterze społecznym, takich jak miłość, instynkt rodzicielski, moralne rozterki, podstawowe komórki społeczne czy relacje międzyludzkie w czasie apokalipsy zombie. Obraz, w którym te wytwory ludzkiej wyobraźni przestają grać główne skrzypce, mógłby skupić się na rzeczach bardziej ludzkich, przy jednoczesnym pozostaniu w sferze humoru. Brak tu jednak odpowiedniego wyważenia, przez co wspomniany humanizm jest tylko nic nieznaczącym elementem popychającym fabułę, a w miejscu refleksji, jakiejkolwiek, twórcy usilnie opowiadają ten sam dowcip.
Jak na ironię, ich działania przypominają więc przedstawioną tematykę. Film, tak samo jak zombie, tylko przypomina swojego duchowego poprzednika. Jednak to wątpliwej jakości opakowanie, które należy ponownie pochować, pomimo swej zabawnej nieporadności potrafi wyrządzić nam sporą krzywdę. Powtórna „kulka w łeb”, którą musi otrzymać nowy gatunek potworów, staje się więc w kontekście całości dużo bardziej wymowna, niż mieli to w założeniach twórcy i autorzy polskiego tłumaczenia.