Dostęp do serwisu wygasł w dniu . Kliknij "wznów dostęp", aby nadal korzystać z bogactwa treści, eksperckiej wiedzy, wzorów, dokumentów i aktualności oświatowych.
Witaj na Platformie MM.
Zaloguj się, aby korzystać z dostępu do zakupionych serwisów.
Możesz również swobodnie przeglądać zasoby Platformy bez logowania, ale tylko w ograniczonej wersji demonstracyjnej.
Chcesz sprawdzić zawartość niezbędników i czasopism? Zyskaj 14 dni pełnego dostępu całkowicie za darmo i bez zobowiązań.
Toy Story 4 (2019) – zabawa z duchem czasu
Opracował: Łukasz Rogalski, redaktor, absolwent filmoznawstwa oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej
Oglądając trzecią odsłonę przygód ożywionych zabawek, mogliśmy odnieść wrażenie puenty idealnej, twórcy postanowili jednak dorzucić jeszcze trzy grosze w temacie uczuć związanych z przemijaniem. Od premiery pierwszego filmu z serii minęły 24 lata, więc Chudy wraz z ekipą przyczyniają się do wychowania niejednego pokolenia. Na najnowszą część przyszło nam czekać lat 9. Liczby te poza, godnym podziwu, wskazaniem okresu zainteresowania ze strony fanów, oznaczają też wyzwanie dla reżysera i scenarzysty filmu animowanego. Przyciąga on bowiem do kin nie tylko najmłodszych widzów – jak mógłby sugerować gatunek – lecz również tych, którzy dojrzewali razem z bohaterami. Niecierpliwych uspokajam: Pixar zna się na rzeczy i po raz kolejny tworzy obraz trafiający w każde serce, bez względu na wiek jego posiadacza. Bo celują oni jedynie w te największe.
Sukcesu można się było spodziewać już na etapie ogłoszenia nazwiska człowieka, który zasiądzie na reżyserskim stołku. Odpowiedzialny za finalny efekt całości Josh Cooley był w końcu współscenarzystą jednej z najwybitniejszych animacji, zwyciężczyni Oscara z 2015 r. – W głowie się nie mieści. Pytanie więc należało zadać nie „czy?”, ale „jak bardzo?” film nam się spodoba. A czym próbuje nas zauroczyć Cooley w Toy Story 4? Zabawki Andy'ego trafiły przecież do nowego dziecka i ich historia mogła się zakończyć. Problem w tym, że szeryf Chudy zaczął się kurzyć, a jego lojalność wobec dzieci nie pozwalała mu na bierne siedzenie w szafie. Bonnie, dziewczynka, która jest nową właścicielką zabawek Andy'ego, ma przed sobą pierwszy dzień w zerówce, co powoduje w niej dobrze wszystkim znane uczucie związane z wchodzeniem w nową rzeczywistość. Chudy nie wyobraża sobie, że miałoby go nie być z dziewczynką w tak ważnym dla niej momencie. Jego powołaniem jest zapewniać dzieciom uśmiech na twarzy i wspierać w trudnych chwilach. Pomimo odrzucenia, stara się więc pomagać incognito, do czasu, gdy dziewczynka sama tworzy sobie nowego przyjaciela w postaci odpowiednio zmodyfikowanego plastikowego widelca, wyciągniętego z kosza na śmieci. Tak zaczyna się opowieść o poczuciu odpowiedzialności, dorastaniu, konieczności asymilacji oraz… umiejętności odpuszczania.
To, co wyróżnia nową opowieść o zabawkach już na pierwszy rzut oka, to z całą pewnością postawy propagujące ideały równościowe, które twórcy starają się w pomysłowy sposób przekazać najmłodszym. Zamiast Andy'ego pojawia się Bonnie, a postać Buzz'a Astrala trafia na trzeci plan, ustępując miejsca obiektowi westchnień Chudego, pastereczce Bo, która wbrew swojemu narzuconemu obrazowi damy w sukni, zakłada spodnie i rusza w świat jako silna i niezależna kobieta. Feministyczny aspekty jest więc tutaj bardzo mocno zarysowany. Postacie kobiece stają się równoważne postaciom męskim, z jednoczesnym zachowaniem statusu głównego bohatera – Chudego. I jest to rozwiązanie zrównoważone. Twórcy nie próbują umieszczać w centrum swojej opowieści nowej dziewczęcej zabawki, chociaż mieliby do tego pełne uzasadnienie fabularne. Chudy nadal pozostaje rdzeniem historii, jednak musi odnaleźć się w kobiecym środowisku. Sytuacja nie ma przy tym ani trochę wydźwięku antagonistycznego pomiędzy płciami. To po prostu naturalnie równa płciowo rzeczywistość, gdzie odważny szeryf może mieć chwilę zwątpienia, a małomiasteczkowa dziewuszka wziąć odpowiedzialność za swój los i przemierzać świat na własną rękę. Animowane postacie często wzajemnie mierzą się ze swoimi życiowymi wyborami, które finalnie argumentują w taki sposób, że uzyskują swą akceptację i wspólne porozumienie.
Bardzo ciekawą, pełniącą w opowieści funkcję zbliżoną do MacGuffina (przedmiot napędzający fabułę), jest postać wspomnianego Sztućka. Jest on kolejnym nośnikiem określonego komunikatu wskazującego na terapeutyczne właściwości zabawek, przeczącego społecznemu determinizmowi i zwracającemu uwagę na wyższość uczuć ponad materialność. Choć bardzo niepozorny, pozostaje alfą i omegą najnowszego Toy Story. Wzbudza on w bohaterach największe uczucia: dla Bonnie jest przyjacielem, którego potrzebowała najbardziej w najgorszym dla niej momencie, dla Chudego jawi się jako dziecko, którym musi się opiekować i wprowadzić w świat, reinterpretując znaczenie jego pochodzenia, a dla pełniącej rolę antagonistki, lalki Gabby Gabby, środkiem do spełnienia swoich miłosnych pragnień o posiadaniu własnego dziecka. To dzięki niemu, jego nieporadności i naiwności, dzieci będą pękać ze śmiechu, a dorośli odkryją w zabawkowych uczuciach reprezentacje własnych pragnień i lęków.
Twórcy, przy sytuacjach konfliktowych, bardzo odważnie grają z konwencją horroru, uzupełniając klimat sklepu ze starymi antykami, w którym toczy się większość czasu ekranowego, o mise-en-scène w postaci pajęczyn, ciemnych zakamarków, wybrakowanych zabawek oraz przerażająco sztucznych wysłanników Gabby Gabby. Choć sceny pościgów mogą przestraszyć co bardziej wrażliwe dzieci, to finał odsuwa od nich wszelkie lęki i niepokoje, kiedy okazuje się, że motywacje „czarnego charakteru” powodowane są chęcią zaznania miłości i faktem posiadania wad fabrycznych (wrodzonych). Oprócz horroru obracamy się standardowo w środowisku mocno komediowym, czepiącym z kina nowej przygody, ale również bogatym w sceny kumpelskie i melodramatyczne. W rzeczywistości przedstawianej nam na ekranie każda postać posiada swe uzasadnienie, a rola, którą odgrywa, daje odpowiedź na dręczące pytania.
Toy Story 4 uczy nas tolerancji wobec pewnych braków, wpaja idę równości między ludźmi z innych światów oraz pozwala zwolnić w nieuniknionym pędzie życia, w którym raz siedzimy w kinie z rodzicami, krzycząc „Na koniec świata i jeszcze dalej!”, żeby innym razem pogodzić się z dojrzałością naszych pociech i zrobić w swoim życiu więcej miejsca na samorealizację. Jest to obraz poświęcenia i akceptacji spotykających nas na życiowej drodze niespodzianek.