Dostęp do serwisu wygasł w dniu . Kliknij "wznów dostęp", aby nadal korzystać z bogactwa treści, eksperckiej wiedzy, wzorów, dokumentów i aktualności oświatowych.
Witaj na Platformie MM.
Zaloguj się, aby korzystać z dostępu do zakupionych serwisów.
Możesz również swobodnie przeglądać zasoby Platformy bez logowania, ale tylko w ograniczonej wersji demonstracyjnej.
Chcesz sprawdzić zawartość niezbędników i czasopism? Zyskaj 14 dni pełnego dostępu całkowicie za darmo i bez zobowiązań.
Wakacje z poprawką – pomoc uczniom w nauce w okresie wakacyjnym
Po poprawce życie toczy się dalej…
Opracowała: Zofia Grudzińska, psycholog, nauczycielka języka angielskiego, współzałożycielka i koordynatorka ruchu społecznego Obywatele dla Edukacji
Stało się… Koledzy i koleżanki wychodzą z uroczystości zakończenia roku szkolnego ze świadectwami, bardziej lub mniej imponującymi. Jeśli nie są dumni, to przynajmniej zadowoleni, że zaliczyli kolejny rok. Ostatecznie czują ulgę i radość – przed nimi dwa miesiące beztroskiego odpoczynku.
Są jednak dzieci, które albo w ogóle nie przyszły tego dnia do szkoły, albo nie mają wesołej miny. Im się nie do końca udało. Zanim w przyszłym roku wrócą do swojego klasowego zespołu, muszą zdać egzamin poprawkowy, czyli przekonać komisję, że całoroczny program „opanowały w stopniu przynajmniej minimalnym”. Oczywiście to nie jest koniec świata, są
w lepszej sytuacji od tych, którym bezapelacyjnie odmówiono promocji. Można jednak zaryzykować stwierdzenie, że ci „oblani” mają przynajmniej jasną sytuację i też mogą się już zrelaksować, chociaż nie liczą na pochwały rodziców. Być może nie dostaną czegoś wymarzonego albo nie wyjadą na wycieczkę. Ale chwilowo są wolni.
Inaczej poprawkowicze. Rzecz jasna nie wszyscy przejmują się swoim położeniem – niektórym trzeba nawet przypominać, że trzeba złożyć podanie o egzamin poprawkowy. Jednak przytłaczająca większość chce wykorzystać szansę i zdać egzamin. Tego samego chcą rodzice i – zapewne – nauczyciele. Chociażby poprawkowicze nadrabiali miną, a zachowaniem demonstrowali, że „nic ich to nie obchodzi”, to autentyczna obojętność zdarza się bardzo rzadko. Poprawka jest porażką, która boli.
Trudno uwierzyć, ale przy właściwym podejściu porażka może stać się szansą na:
• zmianę niewłaściwych nawyków nie tylko uczenia się, ale i codziennego funkcjonowania,
• odbudowanie relacji rodzinnych,
• odzyskanie wiary w siebie.
Żeby tak się jednak stało, nie wystarczy powiedzieć: „Trzymamy kciuki, weź się do roboty,
a wszystko będzie dobrze!”. Gdyby tak było, zapewne w ogóle nie doszłoby do poprawki. Dlatego teraz, gdy już się zdarzyła, przydałoby się uruchomić mechanizm wsparcia. Dzięki niemu pojawiłaby się realna możliwość trwałych zmian w życiu poprawkowicza.
Potrzeba wsparcia
Szkoła zamknęła podwoje, lekcje się skończyły, ale przecież nie wszyscy mają przerwę
w nauce. Czy można tak sprawy zorganizować, by poprawkowicze – i ich rodziny – nie zostali zostawieni samym sobie? Skoro bowiem wcześniej coś nie zadziałało, trudno zakładać, że teraz kompetencje uczenia się (w przypadku poprawkowicza) czy skutecznego monitorowania (w przypadku rodziców) wzrosną. Tym bardziej, że poprawka uruchomiła negatywne emocje, pogłębiła brak wiary we własne siły, zaostrzyła konflikt domowy, utrudniła utrzymanie pozytywnej więzi rodziców z dzieckiem. Innymi słowy – cokolwiek przyczyniło się do niefortunnego zakończenia roku szkolnego, samo się nie naprawi.
W takiej sytuacji chwała tym, którzy nie zostawią podopiecznego i jego rodziców bez pomocy. Nie jest to niemożliwe, bardzo trudne, niezgodne z prawem czy kosztowne. Wystarczy ustalić, że z chwilą, gdy zapada ostateczna decyzja o poprawce, powstaje „zespół wsparcia”.
W jego składzie powinni się znaleźć: wychowawca, pedagog lub psycholog, nauczyciel przedmiotu, rodzice/opiekunowie (najlepiej oboje) i oczywiście sam uczeń. Wtedy – jeszcze przed zakończeniem roku szkolnego – można znaleźć czas na spotkanie, którego celem będzie ocena sytuacji i zaplanowanie działań.
Zespół kryzysowy w akcji
Zasadniczym pytaniem, na które trzeba będzie odpowiedzieć, jest określenie przyczyn niepowodzenia w zaliczeniu przedmiotu. Często powodem były zaniedbania, pojedyncze spontaniczne wagary, odkładanie zaliczeń na ostatnią chwilę – czyli sytuacje, których przy mniej lub bardziej systematycznej pracy udałoby się zapewne uniknąć. Po takiej diagnozie wiadomo, że wystarczy się skupić na zaprogramowaniu powtórek, rozsądnie rozłożonych
w czasie, by poprawkowicz miał też możliwość skorzystania z letniego odpoczynku. To wariant, do realizacji którego potrzeba współpracy ucznia z rodzicami i konsultacji nauczyciela przedmiotowego.
Bywa i tak, że sama materia przedmiotu sprawiała uczniowi czy uczennicy trudności większe niż rówieśnikom, ale zostały one zlekceważone, „zamiecione pod dywanik”, bo np. dziecko wierzyło, że „jakoś się uda” (zaklinanie rzeczywistości to dość często stosowana strategia radzenia sobie z zadaniami, nie tylko przez dzieci). W takim przypadku nauczyciel przedmiotowy może zaordynować dodatkowe zajęcia. Zwykle rodzice wynajmują wówczas korepetytora. Można się jednak zastanowić (z dyrekcją i przedstawicielem organu prowadzącego), czy dałoby się uruchomić wakacyjne konsultacje.
Taki wariant wymagałby dobrowolnej zgody nauczyciela, gdyż zgodnie z Kartą nauczyciela obowiązki wykonywane w czasie przerwy w zajęciach szkolnych nie obejmują nauczania, musiałyby być dodatkowo płatne. Może jednak organ prowadzący uznałby cel za wart niewielkich nakładów finansowych?
Po co w zespole wsparcia pedagog?
W wielu przypadkach do poprawki nie doszłoby, gdyby w sytuacji psychologicznej dziecka
i w funkcjonowaniu rodziny wszystko było w porządku. W trakcie pierwszego spotkania nie trzeba o tym mówić wprost, aby nie pogłębiać poczucia winy, jakie zapewne odczuwają rodzice – choćby nawet „oficjalnie” wieszali psy na swoim „leniwym” potomku.
Pedagog w czasie takiego spotkania najwięcej milczy i najpilniej obserwuje, by po jego zakończeniu skonsultować swoje spostrzeżenia z pozostałymi nauczycielami. Być może uzna, że w danym przypadku wskazana jest praca z rodzicami nad ich kompetencjami opiekuńczymi, pomoc całej rodzinie w ustawieniu wzajemnych relacji. To prawdziwe wyzwanie dla pedagoga, bo często rodzice nie zdają sobie sprawy z potrzeby zmian w dynamice wzajemnych stosunków. Jak rozmawiać z rodzicami, jak delikatnie, ale rzeczowo przekonać, że tę poprawkę dostaje nie tylko dziecko? Pewnej nadziei można upatrywać w okolicznościach – jeśli jest to pierwsza tego rodzaju „duża” klęska szkolna dziecka, rodzice mogą być bardziej niż zwykle otwarci na konieczność zmian, mogą przyznać, że wiele spraw ich przerasta i chcieć fachowej porady.
Dwutorowa praca
W takim wypadku praca toczy się dwutorowo: jeden front dotyczy nadrabiania zaległości szkolnych. Odpowiedzialność spoczywa tu na uczniu lub uczennicy, rodzice pomagają dziecku w utrzymaniu dyscypliny pracy, a nauczyciel przedmiotu, w zależności od potrzeby, służy konsultacjami lub po prostu monitoruje proces powtarzania materiału. Drugim elementem są spotkania z pedagogiem – ich efektem może być kontakt całej rodziny z psychologiem, zainicjowany w celu rozpoczęcia pracy nad uzdrowieniem sytuacji domowej, przy czym te działania zapewne zostaną rozłożone w dłuższej perspektywie czasowej.
Warto tutaj podkreślić celowość użycia wcześniejszego sformułowania: „odpowiedzialność spoczywa na uczniu czy uczennicy”. Już w trakcie pierwszego spotkania należy bowiem wyraźnie wyartykułować dwie kwestie. Po pierwsze to, że poprawka nie jest niczym wstydliwym i złe emocje, chociaż naturalne, prędzej czy później miną, a to, jak potoczą się sprawy, nie od nich zależy.
Po drugie – należy uzmysłowić wszystkim zainteresowanym, jak wygląda podział odpowiedzialności. Rodzice są od wspierania, nauczyciele od wyjaśnień czy od właściwego
w formie zwracania uwagi na błędne rozumowanie, ale nic „się nie zrobi”, jeśli nie będzie tego chciało samo dziecko. Z jednej strony zapewniajmy, że może oczekiwać wszelkiej pomocy i zrozumienia, z drugiej pokazujmy jednak, że to ono ma wpływ na swoje losy – choćby w to nie wierzyło. Warto użyć następującego sformułowania: „Kochana/kochany! Bez ciebie jesteśmy bezradni. To ty masz moc decydowania, jak to się wszystko skończy”.
W czasie tego pierwszego spotkania, niezależnie od oceny sytuacji rodzinnej, dobrze będzie przekazać pewne wskazówki rodzicom, którzy są być może bardzo zagniewani z powodu położenia, w którym znalazło się ich dziecko, a być może wściekli na szkołę – czasem nie bez powodu, jeśli odpowiednio wcześniej zabrakło sygnałów o grożącym niebezpieczeństwie. Ale są też ogarnięci poczuciem pretensji do samych siebie i wstydem, że się w pewien sposób skompromitowali – rodzice mogą tego nie przyznawać, ale dość często dzieci są traktowane jak żetony w prestiżowych rozgrywkach z sąsiadami i z dalszą rodziną (wystarczy posłuchać rozmów przy świątecznych stołach).
Ważne jednak, żeby rodzice w chwili kryzysu umieli rozmawiać z dzieckiem. Bez ukrywania tego, co czują, ale też bez poniżania i przede wszystkim bez karania. Sama poprawka też przecież karą nie jest, chociaż pociąga za sobą niemiłe konsekwencje, bo trzeba w czasie wakacji popracować. Ale to jest skutek, a nie kara. W rozmowie z dzieckiem warto, aby rodzice dali dziecku przestrzeń na wyrażenie własnych emocji. Najważniejsze zaś jest to, by zapewnili je o swoim poparciu, przekonywali poprawkowicza, że co prawda nie są zachwyceni, ale sami wiedzą, że to nie koniec świata i nawet tak poważne niepowodzenie w nauce nie oznacza utraty ich miłości.
To może być pierwsza w ich wzajemnych relacjach okazja, żeby rodzice dowiedli swojej bezwarunkowej miłości. Jeśli pedagogowi uda się ich przekonać do takiego scenariusza „pierwszego kontaktu”, otwiera się przestrzeń do konstruktywnych wydarzeń. Można im przy okazji zasugerować, jak zachować się wobec „świata” – nie ukrywając, nie upiększając, nie przemilczając tego, co się stało. W zamian można natomiast powiedzieć wścibskiej sąsiadce, że nareszcie nadarzyła się okazja, by przekonać dziecko do poważniejszego traktowania nauki, a współczującemu kuzynowi zwierzyć się, że to szansa na pokazanie dziecku, jak się zachować w chwilach kryzysu.
Ani za dużo, ani za mało, ale uczyć się trzeba…
Z praktycznych uwag przyda się uświadomić dorosłym, że dziecku – mimo porażki, a nawet jeszcze bardziej ze względu na porażkę – potrzeba odpoczynku, że niedobrze byłoby od razu pędzić je do nauki. Takie zachowanie rodzicielskie jest nie tylko niepraktyczne, jako że zmęczony i przesycony negatywnymi emocjami mózg po prostu „nie przyswaja” wiedzy, ale jest też dla dziecka najlepszym dowodem, że wbrew deklaracjom nauka to nie forma kary. Choćby więc rodzice czuli dużą pokusę, by wycofać zgodę na biwak nad jeziorem czy obóz harcerski, lepiej poradzić im, żeby przejrzeli grafik i zaplanowali wakacje tak, by rozpoczęły się chwilą wytchnienia, a potem – nie lekceważąc konieczności powtarzania materiału – by siedzenie przy książkach nie stało się jedynym sposobem spędzania letniego czasu.
Metoda kontraktu
Gdy trzeba zorganizować działania w dłuższej perspektywie czasowej, pedagodzy polecają metodę kontraktu. Polega ona na spisaniu z dzieckiem obustronnych zobowiązań,
m.in. warunków dotyczących konsekwencji czekających osoby, która ich nie dotrzyma. Skoro to kontrakt, konsekwencje te można nazwać zapłatą. Rodzic może np. zagwarantować, że
w ustalonych godzinach młodszy brat nie będzie kręcił się po pokoju, a poprawkowicz przedstawia swój grafik nauki – przy jego opracowaniu przyda się pomoc nauczyciela przedmiotu. Jeśli dziecko planuje nierealistycznie, warto poradzić, by pewne punkty przystosowało do swoich możliwości, ale jeśli się upiera, niech zacznie tak, jak chce – po pierwszych kilku dniach będzie zapewne skłonne do zmian.
Jeśli jednak poprawkowicz odmówi spisania kontraktu czy w ogóle odrzuci konieczność zobowiązania się do nauki, rodzice nie powinni się wahać, by ze swojej strony odmówić jakiejś wymarzonej gratyfikacji. To nie jest szantaż, a realne negocjacje, z jakich w dużej mierze składa się życie. Można wbudować w kontrakt małe nagrody za systematyczność i poważne traktowanie swoich deklaracji. Takie przyjemności dodatkowo umilą letni czas, sprawią, że nauka stanie się bardziej pociągająca.
Rodzina do poprawki
Gdyby zaistniały przesłanki do stwierdzenia, że poprawka jest ze strony dziecka formą wołania o pomoc, objawem kryzysu egzystencjalnego młodego człowieka czy kryzysu relacji rodzinnych, równolegle może się toczyć praca pedagoga z rodzicami. Zbyt wiele tu możliwych przyczyn, by pisać jeden scenariusz, ale w każdej sytuacji warto rodziców przekonać, że za wpadką w nauce kryją się niewypowiedziane przekazy dotyczące sytuacji życiowej poprawkowicza.
Bardzo ważne, by pedagog w swojej interwencji nie wpędzał rodziców w jeszcze większe poczucie winy, bo łatwo uruchomić myślenie w rodzaju: „No tak, zaniedbaliśmy to, przez nas dziecko się musi męczyć… jesteśmy beznadziejni”. Taka postawa nie pomaga, a wręcz ogranicza możliwości uzdrowienia rodziny. Innymi słowy – to, co pedagog radzi rodzicom
w rozmowie z dzieckiem, musi stosować również wobec nich.
Może uda się rozwiązać sprawy krótką interwencją, może się też okazać, że poprawka stała się początkiem pracy całej rodziny z psychologiem. W każdym wariancie, jeśli odpowiednio wykorzystamy okoliczności, poprawka naprawdę może być drugą szansą.