Bezpłatna aplikacja na komputer – MM News... i jestem na bieżąco! Sprawdzam

Kobieta idzie na wojnę (2019) – kobieca natura Opracował: Łukasz Rogalski, redaktor, absolwent filmoznawstwa oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej Edda, nagroda przyznawana przez Islandzką Akademię Filmową i Telewizyjną, ma to do siebie, że nie ma przy jej rozdawaniu wątpliwości, który z nominowanych filmów jest największym triumfatorem – wygrany zgarnia zazwyczaj wszystko. W roku 2019, w Reykjaviku, wybrańcem specjalistów od sztuki audiowizualnej został obraz Kobieta idzie na wojnę w reżyserii Benedikta Erlingssona. Islandzki twórca za dwój drugi film otrzymał 10 z 18 nominacji (w najważniejszych kategoriach), a każdą z nich zamienił finalnie na statuetkę. Przy takim wyniku możemy oczywiście cieszyć się polską dystrybucją tej islandzko- francusko-ukraińskiej koprodukcji i od 21 czerwca przekonać się na własne oczy, czy debiut Erlingssona był typowym szczęściem nowicjusza, czy jest on może twórcą nieprzeciętnie uzdolnionym. Ładunki wybuchowe, akty terrorystyczne, uzbrojony w termiczne noktowizory oddział specjalny, precyzyjne strzelanie z łuku, rozwiązania survivalowe rodem z programów Beara Gryllsa – brzmi jak najnowszy film o przygodach Rambo, a jednak jest to opis przygód Helli, granej przez 50-letnią Halldóre Geirharðsdóttir, islandzkiej „everywomen”. Hella zawodowo prowadzi lekcje chóru i wiedzie na pozór uporządkowane życie singielki, jednak po godzinach zamienia się w jednoosobowe stowarzyszenie ekoterrorystyczne i z powodzeniem uprzykrza pracę fabryki zatruwającej środowisko. Pozbawiając zakład dostępu do prądu poprzez niszczenie lin wysokiego napięcia, daje upust swojej złości na wyniszczające nasze środowisko machiny kapitalizmu. Samozwańcza „Kobieta z Gór” postanawia powiedzieć „dość” w świecie, w którym każdy mówi „jeszcze chwila”. Nikt bowiem zdaje się nie słyszeć krzyku cierpienia matki natury. Film Erlingssona to manifest. Jego brzmienie to właściwie zobrazowanie postulatów, o które walczy główna bohaterka. Głośny sprzeciw wobec postępujących zanieczyszczeń, przyczyniających się do degradacji naszego środowiska. Akty, których dokonuje Hella wydają się jedynym wyjściem dla postawionego pod ścianą przez wielomilionowe korporacje społeczeństwa. Mimo że film przedstawia stanowisko twórcy w sposób, przez który nie mamy najmniejszych wątpliwości o ideologicznej słuszności działań bohaterki, to nie może nam umknąć uwadze ich terrorystyczny charakter. „Kobieta z Gór” w swojej strategii walki z wrogami natury, mimo wszystko, stosuje jednak działania polegające na destrukcji, nie licząc się przy tym z mogącymi mieć wpływ na życie wielu ludzi szkodami. Oczywiście terroryzm w wydaniu zwolenniczki ekologii to zminimalizowanie ryzyka narażenia kogokolwiek na uszczerbek zdrowotny, lecz ekonomiczne skutki mogą przekładać się na indywidualne tragedie w równym stopniu, co bezpośrednie ataki znanych nam z rzeczywistości terrorystów. Twórca zdaje się o tym zapominać i nie decyduje się na zobrazowanie dwoistości natury działań Helli. Jej prywatne i „zawodowe” życie jest ukazywane wyłącznie w pozytywnym świetle, a nieprzychylne komentarze opozycji występują tu zawsze jako czynnik wzbudzający niechęć. Erlingsson konstruuje obraz podnoszącej wrzawę Islandii jako poczciwej rodzinki, walczącej o lepsze jutro i wspierającej się w moralnie wątpliwych, lecz podyktowanych wyższym dobrem, działaniach. W proekologicznych odbiorcach spotęguje to ich emocjonalne wzruszenie podczas seansu, jednak gdy spojrzymy na film w sposób obiektywny, zdamy sobie sprawę z jego jednostronności. Dodatkowym środkiem zmiękczającym nasze serca jest wątek osieroconych przez wojnę na Ukrainie dzieci, który – mimo zasadności – wydaje się socjologiczną zagrywką, pieczołowicie przygotowaną po to, żeby jeszcze bardziej spotęgować pozytywne uczucia do głównej bohaterki i pozbawić nas wątpliwości względem jej działań. Obraz koncentruje się więc na głównych problemach, z którymi radzić sobie musi współczesna Europa, a w zasadzie nawet cały świat, zapominając o konsekwencjach zaproponowanych przez siebie rozwiązań. Jednak biorąc pod uwagę rzeczywiste bagatelizowanie zjawiska globalnego ocieplenia i nieuniknionych zmian klimatycznych, trudno mieć pretensje, że reżyser zdecydował się na pozbawiony samokrytyki krzyk rozpaczy. To, co sprawia, że film, pomimo tkwiącego w nim bólu, potrafi zachować przystępną formę, to wpisanie w jego estetykę komediowej nuty absurdu. Hella toczy swą walkę w godny podziwu, ale niemal całkowicie pozbawiony emocji, sposób. Jej droga jest skrupulatnie przemyślana i wdrażana z precyzją chirurga, a niepowodzenia są zazwyczaj rozładowane za pomocą odpowiednio stonowanych dźwięków muzyki oraz humorystycznej postaci obcokrajowca, na którego padają podejrzenia o dokonywane przez bohaterkę przestępstwa. Jak widać, nawet wtedy reżyser porusza znany nam problem nieufności wobec imigrantów. Sama muzyka jest „ograna” w oryginalny sposób – występuje tylko w postaci diegetycznego, umiejscowionego wewnątrz świata przedstawionego, komentarza, który nadaje charakter poszczególnym scenom, nawiązującym do kulturowego zakotwiczenia głównych wątków obrazu. Burzy to nieco czwartą ścianę i powoduje, że z większą wyrozumiałością patrzymy na jednostronność reżysera, a jego film traktujemy bardziej jako wspominany manifest, niż pozwalające nam na immersje przeżycie audiowizualne. Większość z elementów składowych filmu reprezentuje jakąś społeczną problematykę, choć zbyt często jedynie sygnalizuje poszczególne kwestie, nie rozwijając ich wątków. Fabuła przypomina więc bardziej strumień świadomości twórcy aniżeli dopracowaną, odpowiednio umotywowana, konstrukcję filmową Żaden z negatywnych elementów nie jest jednak w stanie przeszkodzić wypływającemu z ekranu słodko-gorzkiemu smutkowi, związanemu z autentycznymi dramatami dziejącymi się na naszych oczach, a dotyczącymi tak samo jednostek, jak i całej naszej populacji. Pomimo wielorakich punktów zaczepienia, przewodnia myśl reżysera wydaje się prosta i konkretna: gdyby każdy z nas zrobił coś dla drugiego człowieka, świat byłby lepszym miejscem.