Dostęp do serwisu wygasł w dniu . Kliknij "wznów dostęp", aby nadal korzystać z bogactwa treści, eksperckiej wiedzy, wzorów, dokumentów i aktualności oświatowych.
Witaj na Platformie MM.
Zaloguj się, aby korzystać z dostępu do zakupionych serwisów.
Możesz również swobodnie przeglądać zasoby Platformy bez logowania, ale tylko w ograniczonej wersji demonstracyjnej.
Chcesz sprawdzić zawartość niezbędników i czasopism? Zyskaj 14 dni pełnego dostępu całkowicie za darmo i bez zobowiązań.
Aladyn (2019) – Bollywood na Bliskim
Wschodzie
Opracował: Łukasz Rogalski, redaktor, absolwent filmoznawstwa oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej
Dziesiąta muza, w swojej przeszło stuletniej historii, cały czas stawia mocny akcent na swój
rozrywkowy charakter. Jak to zazwyczaj bywa, niełatwo jest się jednak pogodzić z
pojawiającymi się zmarszczkami. Sposób na starość to dla niej, jak dla wielu z nas, zabiegi
odmładzające. Trudno w 2019 roku narzekać więc na ciągłe odświeżanie starych obrazów. W
świecie, gdzie za niewielką opłatą u kosmetyczki możemy kupić młodszy wygląd, przestaje
już powoli dziwić moda na tworzenie tych samych opowieści w nowoczesnych
opakowaniach. Zjawisko to trzeba dziś po prostu zaakceptować. Disney idzie z duchem czasu
i raczy nas kolejnymi, aktorskimi, ulepszonymi przez nowoczesne komputery, wersjami
swoich „dziecięcych” animacji. Dla wielu jednak to właśnie one będą w przyszłości
wspomnieniem z beztroskiego dzieciństwa. Czy Aladyn w wykonaniu Guya Ritchiego stanie
się nostalgiczną pamiątką czy może zostanie zasypany przez piasek w ciemnych zakamarkach
naszej pamięci?
Historia dobrze znana i wielokrotnie reinterpretowana – w tym przypadku pozostaje dość
wierna swojemu poprzednikowi z 1994 roku. Młody złodziejaszek o dobrym sercu,
zamieszkujący zakurzone ulice pustynnego miasta zakochuje się w księżniczce Dżasminie
(Naomi Scott), a między ich miłością staje złowrogi Dżafar (Marwan Kenzari). Po
fabularnych turbulencjach lampa z magiczną zawartością ląduje w rękach nieświadomego
Aladyna (Mena Massoud) zmieniając jego dotychczasowe życie na marginesie społeczeństwa
w pasmo niezwykłych wydarzeń. Nic więc nie jest w stanie nas specjalnie zaskoczyć, choć
diabeł, a w tym przypadku Dżin (Will Smith), tkwi w szczegółach.
Pomysłowym rozwiązaniem, tchnącym w Aladyna nowego ducha, jest oprawienie go w ramy
musicalu, i choć pisanie o tanecznym Bollywoodzie w kontekście arabskich realiów może
oznaczać nie lada faux-pas, to skojarzenia te są dość oczywiste. Kulturowo znajdujemy się
przecież niedaleko Bliskiego Wschodu, więc kto by się przejmował szczegółami. Twórcy
robią zatem dużo miejsca na kolorowe, egzotyczne tańce i śpiewy, skutecznie unikając
nachalności nowego podejścia. Piosenki, choć niekoniecznie pierwszorzędne w warstwie
tekstowej, wpadają w ucho i są dobrze porozmieszczane na filmowej linii czasu. Ich
wkomponowanie w całość przemyślane zostało w taki sposób, aby nawet antyfani musicali
mogli dobrze bawić się na nowej produkcji Disneya.
Szczególną uwagę przykuwa finałowa aranżacja w głównym wykonaniu Dżasminy. Nie dość,
że udaje się dzięki niej zrobić miejsce na ostateczne ujście nagromadzonych na widowni
emocji, to stanowi ona dopełnienie jednego z ważnych wątków nowej wersji Aladyna. Film
kładzie bowiem bardzo mocny nacisk na ukazanie krytycznego spojrzenia wobec nierówności
patriarchatu i zakurzonego tradycjonalizmu, jako głównych źródeł ucisku młodej krwi
nowego pokolenia, która, choć jest doskonale przygotowana, aby przejąć pałeczkę władzy,
musi liczyć się z tym, że nie łatwo jest nauczyć starego psa nowych sztuczek. Narracja ta
powoduje, że obraz Ritchiego może okazać się pewnym wytrychem do skutecznego
kształtowania nowych pokoleń w duchu postępowej rzeczywistości. Władza, o którą ścierają
się mężczyźni w Aladynie, zewsząd wzywa ku sobie kobietę. Mimo tego równościowego
spojrzenia film zachowuje jednak wiele zwyczajów w postaci funkcjonowania relacji
damsko-męskiej, w której to mężczyzna musi starać się o rękę swej wybranki. Skutecznie
udaje się więc pogodzić odmienne podejścia do społecznych prawideł, a ponadczasowe
przesłanie o nieuchronnej zgubie dla zaślepionych władzą i bogactwem, materialnych
konsumpcjonistów, spaja ze sobą te dwa skrajne światy.
Główną atrakcją widowiska pozostaje jednak postać Dżina. Will Smith ratuje film przed
nudnym, sztampowym odtwarzaniem wydarzeń. Do momentu pojawienia się na ekranie
niebieskiego bohatera film jest niczym więcej jak pokazem akrobacji, robiących na widzu
wrażenie 15 lat temu, gdy 13 Dzielnica spopularyzowała zjawisko parkour, i mdławym
przedstawianiem rodzącego się między ludźmi z kompletnie różnych światów uczucia
niemożliwego. A to wszystko przedstawione w realiach sztucznie wyglądającej
rzeczywistości. Obraz pustynnego świata wygląda bowiem, jakby całość kręcona była w
studiu i odpowiednio wspomagana przez CGI, co chłodzi nieco oczekiwania względem
wizualnych wodotrysków, których słusznie należałoby się spodziewać ze względu na lokacje,
które są miejscem akcji całego przedsięwzięcia. Magiczna postać z lampy dodaje więc
filmowi energetycznego kopa, uwydatniając przy tym komediowy talent aktora, który w
duecie z reżyserem, posiadającym w swojej filmografii przede wszystkim autorskie komedie
kryminalne, potrafią rozbawić całą publikę. Kolejne minuty prześmiewczych gagów
powstających na styku relacji Aladyna z Dżinem i nieświadomym niczego światem
zewnętrznym są z całą pewnością najprzyjemniejszym momentem całości. Całości, która w
podobne zdolności aktorskie wyposażona nie została. Mało kto wyróżnia się na ekranie w
podobnym stopniu, wliczając w tę niechlubną kategorię tytułowego bohatera, chyba że w
sposób negatywny. Aktor wcielający się w postać głównego antagonisty zapewnia co prawda
spore odmłodzenie Dżafara, jednak powoduje równocześnie, że interpretacja złowrogiego
czarownika zrównana jest do kapryśnego, impulsywnego, maniakalnego młodzika o
zlęknionym spojrzeniu.
Gdyby film pozostał wierny metrażowi swego poprzednika, a jego rozwleczone sceny z
Aladynem i Dżasminą w roli głównej ograniczyć do niezbędnego minimum, pozostawiając na
tapecie przezabawne teksty i wprawiające w największe zażenowanie od tysięcy lat, jakie
przytrafiło się Dżinowi, sytuacje z nieporadnym złodziejaszkiem, to film mógłby tylko zyskać
na tempie filmowej całości. Pozostawione rozwiązania są jednak ewidentnie podyktowane
chęcią wrzucenia w tę rozrywkową pozycję jak największej ilości motywów działających na
emocje widza. Podczas seansu znajdziemy więc czas na miłosne westchnienia, mrożące krew
w żyłach akrobacje na latającym dywanie, pękanie ze śmiechu serwowane przez Willa Smitha
oraz polityczno-społeczną walkę z nierównością wobec płci i statusu jednostki. Dużo zostało
w Aladyna wrzucone, nie wszystko jednak ze sobą współgra. Ma on w sobie jednak pewną
lekkość, która skutecznie unosi nas nad codziennymi problemami, zupełnie jak magiczny
dywan robi to z parą niepokornych kochanków nad królestwem Agrabahu.