Bezpłatna aplikacja na komputer – MM News... i jestem na bieżąco! Sprawdzam

Złodziejaszki (2019) – rodzina zastępcza po japońsku Opracował: Łukasz Rogalski, redaktor, absolwent filmoznawstwa oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej Jest w filmie Hirokazu Koreedy scena wspólnego oglądania fajerwerków. Wpatrzona w niebo tytułowa rodzina złodziejaszków podziwia rozbłyski, którym towarzyszy dobrze nam znane uczucie nostalgii. Zawieszone wysoko na niebie kolorowe światło ma w sobie coś magicznego na tyle, że w medium wizualnym, za jaki uznaje się film, jest bardzo często ochoczo prezentowane. Nie dajcie się jednak zwieść pozorom. Japoński twórca wcale nie idzie na łatwiznę, korzystając z sentymentalnych klisz. To, co wyróżnia spojrzenie Koreedy od tysięcy podobnych sekwencji w kinie, to fakt, że ani na moment nie widzimy owych pirotechnicznych wspaniałości. Kamera oddaje tutaj inną perspektywę. To podniebne wybuchy spoglądają na wpatrzoną w nie rodzinę, zmuszone do ustąpienia względem jej piękna. Opis ten powinien być wystarczającą zachętą, aby poświęcić dwie godziny z życia na spędzenie czasu ze zwycięzcą Złotej Palmy w Cannes z 2018 roku. W swoim najnowszym filmie Koreeda opowiada historię wielopokoleniowej rodziny. Mówi się, że się jej nie wybiera, jednak, co zauważają sami bohaterowie, inaczej jest w przypadku złodziejaszków. Mieszkające w ciasnym domu małżeństwo Osamu (Lily Franky) i Nobuyo (Sakura Ando) Shibata dzieli lokum z babcią Hatsue (Kirin Kiki), starszą córką Aki (Mayu Matsuoka) oraz najmłodszym z nich, synem Shota (Jyo Kairi). Na co dzień parają się różnymi zajęciami, które pozwalają im na minimum niezbędne do przetrwania oraz dorzucają swój opał do rodzinnego ogniska, a gdy pieniędzy zabraknie, nie mają wyrzutów przed bezprawnym przywłaszczeniem sobie własności jakiegoś sklepikarza. Starają się wyznawać filozofię, która mówi o tym, że to, co znajduje się w sklepie, nie zostało przez nikogo kupione, a więc nie ma jeszcze właściciela i dopóki sklep nie upadnie, nie jest zbrodnią, aby zabrać z niego nadmiar towaru. Ojciec i matka pracują fizycznie w zakładach pracy, córka trudni się wątpliwymi moralnie usługami (nie chodzi o prostytucję), a babcia dostarcza co miesiąc pokaźną rentę, którą pobiera po śmierci swojego małżonka. Pewnego dnia trafia do nich Yuri (Miyu Sasaki), pięcioletnia dziewczynka, która wydaje się być niczym więcej, jak balastem dla swoich biologicznych rodziców. Razem z Yuri i my mamy możliwość poznania tej balansującej na granicy marginesu społecznego wyjątkowej rodziny. Owa wyjątkowość, choć ociera się o niemożliwą wręcz idylliczność, polega na umiejętnym pielęgnowaniu relacji przez każdego z członków rodziny Shibata. Ze względu na swą tematykę Złodziejaszki zaliczają się do kina społecznie zaangażowanego, wyróżniającego się zazwyczaj dość niewygodnymi obrazami ludzkich dramatów, dlatego może nam być trudno uwierzyć w łatwość, z jaką postacie przyjmują kolejne przeszkody pojawiające się na drodze ich nieprzyjaznej rzeczywistości. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że miejscem akcji jest Japonia, funkcjonująca w naszej świadomości jako kraj o wysokim wskaźniku samobójstw i miejsce rozkwitu kultury wstydu. Twórcy udaje się jednak skrzętnie budować obraz ludzi doświadczonych, ciepłych i niezwykle wyczulonych na potrzeby drugiego człowieka. W środowisku znanym ze swojej zamkniętej postawy, ukrywaniu emocji i niskim poziomie ekspresji, zadziwiająco wiarygodnie wypada portret rodziny pozwalającej sobie na błędy i żyjącej na bakier ze społecznymi normami. Stąd wydaje się też wynika ich niezwykłość. Życie zgodnie z własnymi uczuciami oraz kodeksem moralnym, które niekoniecznie wpisują się w kulturowy model wypracowany przez otaczające ich społeczeństwo, pozwala na zdystansowanie się wobec otaczających problemów. Pomimo samoistnie pojawiającego się uśmiechu na naszej twarzy, chęci obcowania z przedstawianą nam rodziną i ciepła pojawiającego się w naszym sercu, gdzieś z tyłu głowy od samego początku kiełkuje w nas pytanie o poprawność ich funkcjonowania. Wpływ odmiennego wychowania na dzieci, wątpliwa prawnie opieka nad Yuri, pozyskiwanie pieniędzy w mało uczciwy sposób (ujmując rzecz eufemistycznie) oraz inne, wychodzące w trakcie seansu fakty z przeszłości rodziny Shibata, wpływają na zaburzenie naszej oceny dotyczącej szlachetności bohaterów. Złodziejaszki to obraz wypełniony podyktowanymi miłością do człowieka humanistycznymi rozważaniami. Reżyser, zestawiając portret głębokich więzów rodzinnych z nieakceptowalnymi społecznie zachowaniami budzi w nas poczucie dysonansu i wątpliwości. Pytania, rodzące się podczas seansu o definicje matki, narzucanych przez kulturę norm, społeczeństwa jako aparatu represji i gospodarki ustalającej status jednostki pozostają bez odpowiedzi. Konflikt powstały na drodze do szczęścia między rodziną a światem, w którym ona żyje, jest konfliktem nierozstrzygalnym. Choć nie wszystkie demony z przeszłości stają się w pełni zrozumiałe, to wydaje się to przemyślanym i w pełni świadomym zabiegiem scenariuszowym, zastosowanym w celu uniemożliwienia jednoznacznej oceny przedstawionej na ekranie rodziny. Czy postepowanie dorosłych jest pozorną utopią wynikającą z ich emocjonalnej niedojrzałości, fizycznej ułomności, buntu wobec ustalonego porządku społeczeństwa czy może rzeczywistym miejscem wytchnienia, będącym efektem ich życiowego doświadczenia, naturalną kolejnością pochwały dnia codziennego i przejawem prawdziwie altruistycznej miłości? Obcując z rodziną złodziejaszków, każdy z nas inaczej będzie postrzegał ich styl życia, zestawiając go z osobistym obrazem tej podstawowej komórki społecznej. Rzeczywistość najbardziej odczuje jednak Yuri, bo „dom jest tam, gdzie chcą, żebyś został dłużej”.