Dostęp do serwisu wygasł w dniu . Kliknij "wznów dostęp", aby nadal korzystać z bogactwa treści, eksperckiej wiedzy, wzorów, dokumentów i aktualności oświatowych.
Witaj na Platformie MM.
Zaloguj się, aby korzystać z dostępu do zakupionych serwisów.
Możesz również swobodnie przeglądać zasoby Platformy bez logowania, ale tylko w ograniczonej wersji demonstracyjnej.
Chcesz sprawdzić zawartość niezbędników i czasopism? Zyskaj 14 dni pełnego dostępu całkowicie za darmo i bez zobowiązań.
Schyłek dnia (2019) - pokaż mi kapelusz, a powiem Ci, kim jesteś
Opracował: Łukasz Rogalski, redaktor, absolwent filmoznawstwa oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej
Damski kapelusz jako lejtmotyw preludium do I Wojny Światowej? Na pierwszy rzut oka może wydawać się to dość abstrakcyjnym pomysłem. O tym jednak, że László Nemes o wojnie umie opowiedzieć jak mało kto, wiemy już od czasu, kiedy jego debiutancki Syn Szawła wygrywał Oscara w 2016 roku. Na kolejny film przyszło nam czekać trzy lata. Czy Schyłek dnia ponownie, jak w przypadku obrazu piekła II Wojny Światowej, zdepcze nasz komfort poprzez niezwykle immersyjne oddanie doświadczenia ludzkiego dramatu z przeszłości?
Nie do końca. Choć mianownik pozostaje wspólny – Węgrzy w okowach wojny – to reżyser z powodzeniem unika monotematyczności, o którą moglibyśmy go podejrzewać po zapoznaniu się z zarysem fabuły. Nemes w swoim drugim filmie ponownie wykorzystuje historyczne realia jako tło do opowiedzenia o pewnych społecznych zjawiskach w autorski sposób, lecz tym razem nie koncentruje się na skutkach wojny, a bardziej na jej przyczynach. Mamy rok 1913, w powietrzu da się wyczuć polityczne napięcie, a do Budapesztu przyjeżdża właśnie młoda dziewczyna, Írisz Leiter (Juli Jakab). Z początku dowiadujemy się jedynie, że stara się o posadę modystki w salonie kapeluszy, który niegdyś należał do jej rodziców, jednak obserwując pałających niechęcią do jej nazwiska aktualnych pracowników zaczynamy podejrzewać, że ma ona nieco bardziej intrygujące znaczenie. Jej determinacja nie pozwala odpuścić i umożliwia nam wzięcie udziału w wycieczce po zakamarkach austro-węgierskiego społeczeństwa, będącej swoistym produktem ubocznym prowadzonego przez bohaterkę poszukiwania brata (Marcin Czarnik), o istnieniu którego właśnie się dowiedziała.
Mowa o wycieczce, ponieważ reżyser, choć tym razem z nieco innych pobudek niż w debiucie, ponownie decyduje się na mocne zespolenie kamery ze swoją główną postacią, co powoli staje się jego znakiem rozpoznawczym. Kamera zawsze towarzyszy Írisz, więc mimowolnie wzrasta w nas poczucie identyfikacji z bohaterką, ale co najważniejsze, odwiedzamy z nią każdy zakamarek zakurzonego Budapesztu: od pięknych salonów do zabitych deskami nor, obcujemy z całym wachlarzem ludzi: od dostojnych księży do zapuszczonych dróżników i poznajemy dwie strony podzielonego społeczeństwa: dobrze sytuowanych mieszkańców oraz zepchniętych na margines, zmuszonych do ukrywania się rewolucjonistów, mających status zwykłych rzezimieszków.
Wycieczka ta, choć zdecydowanie bardziej przypomina tułaczkę, rodzi się z wspominanej determinacji. Strachliwe nastawienie, niechęć oraz tajemnicze sytuacje, z którymi zaczyna się spotykać Írisz, pchają ją pod powierzchnie czegoś, na co zdecydowanie nie jest gotowa, czegoś, na co nikt gotowym być nie może. Spodziewając się kostiumowego dramatu przedstawiającego przedwojenne realia, nieoczekiwanie ogarnia nas poczucie niepokoju i zagrożenia, ponieważ reżyser decyduje się na opakowanie głównego wątku estetyką znaną z gatunkowej konwencji filmu kryminalnego. Przez cały czas bliskiego kontaktu z bohaterką jesteśmy w posiadaniu tylko takich informacji, które trafiają bezpośrednio do niej i to razem z nią musimy sprawdzać ich wiarygodność. Tym samym ani na moment nie możemy korzystać z przywilejów zarezerwowanych zazwyczaj dla widza-świadka wszystkich wydarzeń w świecie przedstawionym. Wiemy tyle, ile wie Írisz, a Írisz wydaje się nie wiedzieć nic. Pogoń za bratem, siejącym postrach wśród mieszkańców, zdającym się być mózgiem pękającej w szwach rewolty, staje się pogonią za własną tożsamością. Niesmak pozostawia jednak deus ex machina w postaci „szóstego zmysłu”, dzięki któremu Írisz zawsze wie, dokąd się udać, aby popchnąć fabułę naprzód, co z kolei powoduje w nas pewien dysonans między jej niewiedzą a intuicją.
Schyłek dnia, poza oczywistym wątkiem politycznym, kryminalnym rodowodem i kostiumową estetyką wyróżnia się sytuowaniem swojego ciężaru na społeczno-kulturowej pozycji kobiety. László Nemes w przedstawieniu brudnego, okrutnego, przemocowego momentu tuż przed wielką tragedią, zasadniczo zarezerwowanego dla mężczyzn, stara się skupić naszą uwagę na dramatycznym położeniu kobiety. Okres przedstawiony w filmie to również czas zjawisk określanych jako pierwsza fala feminizmu, a w przedstawianej historii nie brak momentów, w których Írisz musi stawiać czoła patriarchalnemu porządkowi. Wielokrotnie sprzeciwia się mężczyznom rozkazującym jej zaniechania dalszych działań, oferującym jej swą pomoc czy zwracającym się do niej w seksistowski sposób. Samo miejsce pracy, gdzie stara się o posadę, zarządzane jest przez Oszkára Brilla (Vlad Ivanov), mającego bezwzględną władzę nad modystkami, będącymi okazjonalnie wystawianymi na konkurs, w którym mogą „wygrać” zaszczyt pracy w Wiedniu. Z racji swej płci Leiter narażona jest na marginalne traktowanie, a nawet próby gwałtu i tym samym traci możliwość uczestnictwa w istotnych wydarzeniach, a należyty szacunek i dotarcie do sedna problemu umożliwia jej dopiero przebranie się za mężczyznę. Írisz, mimo przeciwności całego świata, zawsze znajduje drogę do centrum niepokojących wydarzeń, za którymi podąża. Jej zdeterminowana i buntownicza postawa, sposób przedstawienia pozostałych postaci kobiecych w filmie oraz ich zależności wobec mężczyzn, bo żadna z nich nie ma łatwego życia, zdecydowanie świadczą o feministycznym wydźwięku całości.
László Nemes prezentuje nam więc dzieło, w którym modny kapelusz determinuje wartość noszącej go kobiety, w czasach zdominowanych przez mężczyzn. Buduje świat na krawędzi rewolucji, w którym kurz postępu nie zdołał jeszcze opaść, a już ponownie podrywany jest przez niszczycielską naturę człowieka. Reżyser, choć umiejętnie wykorzystuje język filmu do zaprezentowania swoich autorskich pomysłów, dzięki czemu potrafi zaskoczyć nieoczekiwaną konwencją, to tak niezręcznie wprowadza do niego nagłe rozwiązania zrzucanych na bohaterkę punktów zwrotnych w fabule, że aż trudno uwierzyć, że są one twórczym niedopatrzeniem. Wraz z tajemniczą końcówką i niejednoznacznością w ukazywaniu postaci brata możemy budować ciekawe interpretacje, działające najlepiej, gdy odkrywamy je samodzielnie, jednak rozczarowanie związane z nieadekwatną długością obrazu do sposobu przedstawiania historii może spowodować brak chęci do ich podejmowania. Ostatecznie otrzymujemy wydający się dość skomplikowaną metaforą film o byciu kobietą w męskich czasach, który finalnie może okazać się tylko wygodnym przedstawieniem niewygodnych kwestii.