Bezpłatna aplikacja na komputer – MM News... i jestem na bieżąco! Sprawdzam

Tajlandzka szkoła, czyli pikantne nauczanie

 

Opracowała: Paulina Śliwińska, edukatorka, pasjonatka samorozwoju, zdrowego trybu życia, animatorka sportowa, autorka artykułów i publikacji z dziedziny biomedycyny i inżynierii genetycznej, od lat fascynuje się tematami związanymi z rozwojem, doskonaleniem i kompetencjami miękkimi

 

Co kraj, to obyczaj – głosi stare porzekadło i dotyczy ono też edukacji. By się o tym przekonać, wystarczy przyjrzeć się systemom edukacyjnym w innych krajach – od skandynawskich poczynając, a na bardziej egzotycznych z naszego punktu widzenia kończąc, jak choćby system tajlandzki.

 

Oświata w Tajlandii to spore wyzwanie głównie dla… nauczycieli. Tamtejsza szkoła nie jest obowiązkowa, a to oznacza, że duży odsetek dzieci chodzi do niej tylko przez kilka pierwszych lat, po czym – najczęściej z powodów finansowych, czyli niskiego statusu społecznego – kończy edukację, by pomagać rodzicom związać koniec z końcem. Ciekawostką jest fakt, że z promocją do kolejnej klasy nie ma najmniejszych problemów – otrzymują ją wszyscy, nawet ci, którzy… nie przyszli na egzamin. „Tajlandzkie Ministerstwo Edukacji kilka lat temu rozpoczęło wdrażanie tzw. non-fail policy, zgodnie z którą każdy uczeń musi uzyskać promocję do następnej klasy. A jeśli ukończył semestr z oceną 0, wówczas obowiązkiem nauczyciela jest ponowne przeegzaminowanie takiego ucznia – aż do skutku, czyli do uzyskania co najmniej 50 punktów i wymaganej oceny 1 (lub wyższej)”. Dodajmy, że w siedmiostopniowej skali (0, 1, 1,5, 2, 2,5, 3 i 3,5) uzyskanie wyniku 1 nie nastręcza, jak się łatwo domyślić, szczególnych trudności.